Sobota wieczór w Ateneum. Tak, to
dobry pomysł! Tam zawsze grano piękne spektakle muzyczne z bogatą obsadą. Pamiętam jak dziś, moje
kilkukrotne wycieczki na Niech no tylko
zakwitną jabłonie, czy Róbmy swoje,
oj wielokrotnie bywałam na tych muzycznych spektaklach. Niewątpliwie skradły
one me teatralne serce, szkoda, tylko, że już w tym sezonie zniknęły z teatralnego afisza… Pojawił się za to
recital Pana Bończyka , również z utworami mistrza Młynarskiego. Na scenie na
dole imienia Wojciecha Młynarskiego widzowie Teatru Ateneum mogli posłuchać w
kameralnym wykonaniu piosenek napisanych przez wspomnianego tu wybitnego tekściarza.
Wraz z moją towarzyszką siadłyśmy
w VI rzędzie na wydzielonych dla nas miejscach. Otrzymałyśmy te tuż przy
ścianie. Gdyby chodziło o spektakl nie muzyczny, gdzie w dużej mierze trzeba obserwować
pewnie miała bym problem. A tak wytężyć
trzeba tylko słuch.
Światła na widowni gasną, na
ułamek sekundy robi się zupełnie ciemno. Zapala się reflektor na scenie. Wchodzi
Jacek Bończyk przedstawia widzom zespól i tym samym zaczyna podróż z piosenką.
Podróż wzbogaconą w liczne anegdoty o życiu Wojciecha Młynarskiego. Dla smaku zapodam
jedną z nich, która wyjaśnia co było inspiracją do powstania piosenki
Alkoholicy z mojej dzielnicy, otóż jak opowiada gospodarz wieczoru:
„Pewnego dnia mistrz Młynarski
szedł do teatru. Za każdym razem podczas swojej drogi napotykał na swój drodze człowieka siedzącego
na murku, któremu dawał złotówkę. Pewnego dnia idąc w swojej zielonej kurtce
widzi, że na murku siedzi ich pięciu sięga do kieszeni , chwyta monetę pięciu
zlotową i daje jednemu z przeznaczeniem
na flaszeczkę”
Stąd też ta wymowna piosenka,
którą również prezentuje Bończyk. Prócz alkoholików z mojej dzielnicy, usłyszeć
można takie szlagiery jak Jesteśmy na
wczasach, czy jeszcze w zielone gramy, Ktoś mnie pokochał. Wszystkie te utwory wykonane z wielką precyzją, szacunkiem
do twórcy tekstów przy skromnym udziale dwóch instrumentów.
Nie przeczę ów recital miał swój urok. Widownia
ewidentnie była pod wrażeniem. Artysta dwukrotnie bisował. A ja przyznać
otwarcie tu muszę, że tęskno mi do tytułu "Róbmy swoje” granego jeszcze tamtej
wiosny w Ateneum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz