Jubileusz
piętnastolecia Teatru Polonia stał się doskonałą okazją do spotkania z Panią
Krystyną Jandą. Aktorka, a także Prezes Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz
Kultury. Pani Krystyna zgodziła się opowiedzieć o święcie, jakim jest okrągła rocznica
powstania Teatru Polonia. Zapraszam do lektury, rozmowy z Panią Krystyną Jandą.
Fot. Krzysztof Opaliński |
Ewelina Kowalczyk Salon Kultury: 15
lat Teatru Polonia, 30 lat grania Shirley
Valentine. Piękne to jubileusze. Cieszą Panią, czy może w dzisiejszej
szarej rzeczywistości schodzą na drugi plan, a może i na trzeci…?
Krystyna Janda: O nie, to ważne, to moje życie, to nasza praca, codzienny wysiłek, ale czas w którym przyszło nam świętować jest trudny, tylko tyle. Fundacja wymaga teraz specjalnej opieki i troski bo jej istnienie jest zagrożone, jak istnienie wielu przedsiębiorstw w Polsce, a teatr jako instytucja w tych ciężkich czasach to wielkie zadanie. Ale staramy się cieszyć tymi świętami teatralnymi, jubileuszami, których dużo w tym roku, nawet przy ograniczonej do 25% widowni.
Z
czego wynikała decyzja o założeniu własnego teatru?
Oj,
po pierwsze to nie własny teatr, w sensie prywatny, tylko fundacja. Fundacja na
rzecz kultury. Stworzyliśmy tę fundację 15 lat temu z mężem i córką, bo była
nowa Polska, nowe czasy, okres inicjatyw, spełniania marzeń, wyzwań. Nie
mieściłam się w ramach przestarzałego w strukturach teatru państwowego, wiec
wyszłam z tych ram. To była wielka odwaga i 15-letni wielki wysiłek.
Pamiętam,
jak na kartach dziennika skrupulatnie zapisywała Pani to, co działo się wokół Fundacji,
w okresie jej powstawania. Czy kobiecie łatwo było uruchomić tak ogromne
przedsięwzięcie, jakim jest Teatr Polonia, a w późniejszym czasie i Och-Teatr?
Jak
pewnie wynika z tych zapisków, bo dawno ich nie czytałam, był to czas koszmaru
i nadziei. Było trudno przede wszystkim dlatego, że byłam pierwsza i nikt z
urzędników nie wiedział „z czym się to je”, a po drugie, że ryzykowałam dorobek
życia całej rodziny, wszystkie pieniądze rodzinne oraz autorytet mój i męża.
Z
ciekawości, jest ktoś kto tworzy to miejsce z panią od początku?
Córka
i mąż oraz przyjaciel rodziny, pan Jerzy Karwowski, reżyser teatralny i
filmowy, który długo był w Radzie Fundacji. Dziś ma 96 lat i dalej jest dla nas
autorytetem.
Czy
jako aktorka, reżyserka czuje się Pani wolna artystycznie w swoim teatrze, czy
jednak może są jakiekolwiek ograniczenia?
Prowadzenie
teatru, który musi się utrzymać sam, na pewno nie daje pełnej wolności,
artystycznej przede wszystkim. To sztuka kompromisów, ale staram się, aby moje
marzenia repertuarowe i obsadowe jednak spełnić, robić teatr, który sama
chciałabym oglądać, teatr ważny i dobry. Niestety w ramach ciężko zarobionych i
oszczędzanych każdego dnia pieniędzy. A ja? Moja wolność? Teoretycznie to ja
podejmuję wszystkie decyzje, ale jednocześnie jestem na usługi tej fundacji i
tych teatrów jako reżyser i aktorka, często kłóci się to z moimi artystycznymi
marzeniami, ale trudno.
Co
teatr powinien dać widzowi?
Wszystko
(śmiech)! Teatr ma uczyć i bawić, być przyjacielem i partnerem do dyskusji światopoglądowej
i tej dotykającej literatury, stylistyki, gustu. Do teatru coraz częściej
przychodzą ludzie w pojedynkę, to znaczy, że jest on też towarzyszem życia dla
wielu i musi spełnić to zadanie. No i najważniejsze – nie nudzić!
Czy
Pani widzowie przychodzą do teatru, aby złapać tak zwany oddech od dnia
codziennego czy też szukają w teatrze czegoś głębszego?
Repertuar
jest tak zróżnicowany, oferta jest tak szeroka, że każdy może wybrać to, czego
szuka i co mu odpowiada. Oba teatry są „sprofilowane” odmiennie, widzowie to
wiedzą i to kieruje ich wyborami.
W
swoim dorobku ma pani m.in. role, do
których wraca pani po latach, tak jak np. do Białej Bluzki, Marii Callas,
czy choćby wcześniej wspomnianej Shirley
Valentine. Proszę powiedzieć, czy po latach biorąc na warsztat te teksty, widzi
je pani inaczej? Szuka pani innych interpretacji?
Oczywiście,
Callas czy Shirley są dziś zupełnie inne. A powroty spowodowane są najczęściej
sytuacją teatru, wszystkie te powroty to był ratunek dla Fundacji w danej
chwili. Wracać do czegoś, na co ludzie tłumnie kupują wciąż i wciąż bilety, to
szczęście.
Czego
dziś najbardziej potrzebuje teatr?
Nie
umiem odpowiedzieć na to pytanie. Najprościej byłoby odpowiedzieć mądrości, ale
to zbycie sprawy. Artyzmu, może tak.
W
jaki sposób ukształtowała pani swój gust teatralny? Czy posiada pani swoich
ulubionych twórców dramatopisarzy?
Jestem
w zawodzie od ponad 45 lat, ukształtowało mnie wiele rzeczy, znam literaturę
teatralną, czytam też wciąż na bieżąco nowe rzeczy, moje wybory dla naszych
teatrów zależą od sytuacji i czasu, tematów krążących dookoła, i jeśli nawet
dziś wolałabym wystawić Czechowa czy Eduardo de Filippo, bo w tym repertuarze
gustuję, czy amerykanów realistów z lat 50., wybieram to co jest „w powietrzu”.
Proszę spojrzeć na różnorodność naszego repertuaru i tematy poruszane –
samotność, odrzucenie, wykluczenie, Danuta
W., Zapiski z wygnania (rzecz o Przemyku), Stowarzyszenie umarłych poetów, Boże mój itp., itd…
Proszę
wybaczyć spotykamy się tu z okazji urodzin Teatru Polonia, ale ja nie potrafię
myśleć o Teatrze Polonia z pominięciem OCH teatru. Dla mnie te dwa człony, to
całość, jeden twór, który stworzyła Krystyna Janda. Polonia jest dojrzalsza,
zaś OCH jest trochę takim nastolatkiem, nieco rozbrykanym, figlarnym. Jak pani
widzi funkcjonowanie tych teatrów ich specyfikę?
Polonia
od początku zajmowała się sprawami społecznymi, kobietami, problemami z wiarą,
wolnością, repertuar jest tam trudniejszy, także realizacje bardziej
skomplikowane. Och-Teatr, mimo że zaczął swoje życie od Gorkiego i Wassy Żeleznowej, gra Callas i Białą bluzkę, jest teatrem
rozrywkowym, komediowym.
Może
na sam koniec powiedzmy o planach repertuarowych i najnowszych planowanych
premierach.
O,
teraz to nic nie wiadomo, czekamy na ogłoszenie nowych restrykcji związanych z
pandemią. Ale jeśli Bóg da i partia pozwoli – jak mówiono w socjalizmie – przed
nami jeszcze w tym roku Aleja zasłużonych
Jarosława Mikołajewskiego i Cwaniary Sylwii
Chutnik.
Dziękuję
za wywiad. Pozdrawiam Panią. Życzę wszystkiego, co najlepsze Ewelina Kowalczyk
Salon Kultury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz