Maciek Bochniak-
Reżyser, scenarzysta. W wywiadzie dla salonu kultury opowie o swojej
bezgranicznej sympatii do miasta Kraków, jak i o reżyserskich projektach, tych
najnowszych, jak i nieco już starszych. Zapraszamy do lektury wywiadu z
Maćkiem.
![]() |
Fot R. Palka |
Salon Kultury : Pochodzisz z Krakowa
ile lat tam spędziłeś ?
Maciek Bochniak: W Krakowie spędziłem prawie dwadzieścia lat. Mam poczucie że
załapałem się na końcówkę super Krakowa, gdzie wszyscy twórcy zarówno ci starsi
jak i moi rówieśnicy wchodzący w artystyczny świat nie zostali zassani przez
Warszawę. Wówczas przemysł filmu nieco kulał w Warszawie, to sprawiało, że twórcy
filmu, teatru osiadali w Krakowie. Miałem szansę obracać się pośród tych ludzi
i obserwować ich pracę. Swoje pierwsze kroki w filmie stawiałem z Krakowskim pisarzem Sławkiem Shutym na
zasadzie robienia filmów offowych.
Często wracasz do
Krakowa ?
Często, mam tam rodziców, jak i przyjaciół , toteż do
Krakowa wracam bardzo chętnie. W pewnym stopniu żałuję, że nie mieszkam w
Krakowie, bowiem jest to dla mnie najpiękniejsze i najbardziej uduchowione
miejsce.
Jakie wspomnienia Ci
towarzyszą kiedy wracasz do Krakowa?
Każda ulica Krakowa niesie z sobą masę wspomnień. Wychowałem
się blisko Głównego Rynku prawie nigdy nie używało się samochodu wszędzie jeździło
się rowerem.
W Krakowie wszędzie
jest blisko.
To prawda. Gdziekolwiek się nie idzie człowiek otoczony jest
pięknem architektury. Dla mnie to miasto zawsze działało na wyobraźnie, to
stare miasto, które zostało zaadaptowane do nowoczesności, ale kiedy w
wyobraźni wyłączałem sobie neony bez problemu przenosiłem się kilka wieków wstecz.
Każda ulica ma swoje wspomnienia z różnymi historiami, czy to zasłyszanymi
gdzieś, prawdziwymi czy też takimi, które sam przeżyłem.
Dobre miasto do
układania wszelkich scenariuszy, inspirujące dla twórców.
Bardzo dobre, wystarczy popatrzyć ilu wspaniałych twórców
było związanych z Krakowem, chociażby na przełomie XIX i XX wieku. To nie jest
przypadek, że Kraków przyciągał artystów. W końcu to miasto nie ucierpiało
podczas wojny. Cala jego architektura i zasoby zostały zachowane. Oczywiście
Kraków doznał szkud jeśli chodzi o inteligencje, jednak ta tkanka miejska w
przeciwieństwie do Warszawy, która została zniszczona podczas powstania, to
jest tak tkanka która jest tam od wieków, to zawsze bardzo mi się podobało, że
te inspiracje twórcze z pokolenia na pokolenie na nas przechodziły.
Udało mi się gdzieś
zasłyszeć, ze masz ścianę na której wieszasz swoje inspiracje .
Rzeczywiście miałem taką ścianę w domu może nie tyle co
inspiracji, a ludzi, którzy w jakiś sposób oddziaływali na mnie. Już tego nie
mam, ale myślę, że w przypadku reżysera i tego co mnie inspiruje, trudno jest
to sprowadzić do jednego mianownika. Czasami inspiruje cię film, który widzisz
czasami muzyka którą słyszysz idąc ulicą , którą gra uliczny grajek. Staram się
być zawsze otwarty na inspiracje.
Pierwszym dokumentem
, który zrobiłeś dla HBO był „Miliard szczęśliwych ludzi” . Jak zostałeś
przyjęty przez chiny widoczna jest ta przepaść kulturowa, która nas dzieli.
To było jedno z najsilniejszych doświadczeń mojego życia. To
było moje pierwsze spotkanie z Azją o Azji nie wiedziałem nic. Podjąłem decyzje
ze postaram się niczego nie dowiadywać. Pojadę z moim bohaterem Sławkiem
Świerzyńskim , który również nic nie wie. Z początku przyjąłem jego
perspektywę. Poczułem się jak bym wylądował na innej planecie, gdzie między
naszymi kulturami jest gigantyczna przepaść i nie ma mostu. W dużej większości
Chińczycy nie wiedzą kim był Jezus Chrystus. Nie ma pojęcia o naszych wzorcach
kulturowych. My musimy zdawać sobie sprawę, że oni mają swoich Jezusów. I swoje
5 tysięcy lat kultury. Chiny to kraj środka. My ich bardzo nie doceniamy.
Pewnie mają o sobie
duże mniemanie?
Mają. Zabawne jest to, że oni nas oraz inne rasy traktują
jak dzieci, często widywałem sytuacje gdzie biały biznesmen kłócił się z panią
próbując wytłumaczyć jej swoje racje, a ona patrzyła na niego z góry i mówiła,
tak jakby mówiła do rozhisteryzowanego bachora.
Skoro pojechałeś w
ciemno do Chin to w jaki sposób wybierałeś miejsca do kręcenia dokumentu?
Podczas pierwszego pobytu my tych miejsc nie wybieraliśmy.
Podążaliśmy za bohaterem. Dopiero za drugim razem kiedy poleciałem tam z
Krzysztofem Darewiczem i dokręcałem pewne sceny wówczas bardziej świadomie
staraliśmy się dobierać lokacje. Szukaliśmy miejsc monumentalnych, ale
zaskakujących, tak aby pokazać wielką skalę, jaką Chińczycy myślą.
Trudno jest w
zawodzie reżysera przekonać np. ludzi, producętów, że warto zainwestować w dany
pomysł ?
To jest proces który każdy z reżyserów przechodzi. Nie możesz zapominać że robiąc
film fabularny to jest Twoje przeżycie które chcesz przelać na ekran, ale to
też jest przedsięwzięcie biznesowe na które ktoś musi wyłożyć kilka milionów
złotych i musisz dać mu promień nadziei że odzyska te pieniądze. Przekonywanie
zawsze jest trudne, ale myślę, że jestem tego najlepszym przykładem, że jeżeli
masz pomysł, w który naprawdę wierzysz i masz wyobrażenie, jak taki pomysł
można zrealizować, do tego masz świadomość ekonomiczną, to nie ma żadnych
przeszkód.
Dla HBO zrobiłeś dwa
dokumenty, jak doszło tutaj do tej współpracy
?
W Polsce niema zbyt dużo źródeł realizowania filmów
dokumentalnych, poza Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. Telewizja Polska
inwestuje dosyć małe pieniądze w rozwój dokumentów. Więc na rynku
najsensowniejszym dla nas partnerem jest
telewizja HBO. Spotkałem się z nimi na festiwalu filmowym gdzie zaprezentowałem
projekt Bayer Full, to trwało ponad rok. Ponieważ, to był mój debiut, na
początku kręciłem ten film za własne pieniądze, co set zdjęciowy podmontowując materiały
i starając się ich przekonać, że robi się z tego fajny film. W przypadku
drugiego filmu ‘Ethiopiques - muzyka
duszy’, ta droga powinna być prostsza, jednak, fakt że HBO produkując swoje
filmy zawsze szuka lokalnego kontekstu, sprawił że tak nie było. Po ponad roku,
od rozpoczęcia zdjęć spotkaliśmy się ponownie i jakoś na tyle im się spodobał
mój materiał, że postanowili zrobić
wyjątek.
Historia dość smutna
bo o emigracji i tak naprawdę gdyby nie ona świat nie dowiedział by się o
Ethiopskiej muzyce.
Myślę, że to nie jest smutna historia, mimo tragicznych
wątków. Ona na koniec wlewa wielką nadzieję. Na naszych oczach zapomniani
artyści, którzy zostali skazani na porażkę, już w dorosłym wieku zyskują nowe
muzyczne życie. W tej historii mamy rozkwit oraz dziką miłość do muzyki moich
bohaterów, którzy ryzykując wolność sprzeciwiają się prawu i wydają pierwsze Etiopskie
płyty z jazzem. Później przychodzi komunizm, który depcze im marzenia . Oni aby
się ratować uciekają do Ameryki, która jednak ich nie chce. Myślę, że to
różnice kulturowe, fakt że Etiopia nie była skolonizowana sprawiło, to że się
tam nie odnaleźli. Ta muzyka by zginęła, gdyby nie spotkanie z francuskim
propagatorem muzyki Francisem Falceto, który poświęcił 30 lat swojego życia,
aby tą muzykę wskrzesić. Finalnie udało się wydać reedycje zebranych przez
niego albumów.
Na sam koniec może
powiedź o nowych projektach, które zapewne na Ciebie czekają.
Obecnie pracuję na planie drugiego sezonu serialu
„Diagnoza”, w przygotowaniu mam również mój drugi film fabularny, o roboczym
tytule „Magnezja”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz