Krystyna Janda- Wywiad

Jubileusz piętnastolecia Teatru Polonia stał się doskonałą okazją do spotkania z Panią Krystyną Jandą. Aktorka, a także Prezes Fundacji Krys...

31 sty 2015

Julia Konarska - "...Wszystko szare, smutne, jak z PRLowskiego kina..."

Kobieta roztaczająca wokół siebie wiele ciepła i radości, z uosobienia romantyczka, a przy tym zdolna aktorka młodego pokolenia, która dopiero co rozwija skrzydła. Pomimo to Julia Konarska została już zauważona przez krytyków teatralnych, którzy przyznali jej nagrodę za obiecujący debiut teatralny tego roku! W wywiadzie dlaSalonu Kultury aktorka podzieli się swoimi pierwszymi wrażeniami z artystycznego świata.



Ewelina Kowalczyk Aktorstwo chyba nie przyszło tak od razu, pierwszą Twoją artystyczną miłością było chyba śpiewanie?

Julia Konarska: Tak, będąc jeszcze małą dziewczynką trafiłam do szkoły muzycznej I stopnia.

Trafiłaś tam z przymusu, czy sama chciałaś?

Nie jestem pewna, ale to moja mama zadecydowała o edukacji w szkole muzycznej. Sprawiało mi, to ogromną radość. Zyskałam tam szybko nowych przyjaciół. Ponadto chodziłam również do prywatnej szkoły, gdzie tańczyłam i śpiewałam w Zespole Ludowym Orliki. Występy towarzyszyły mi od dziecka, zawsze gdzieś mnie one pociągały, fascynowały.

Młodość spędzasz w Warszawie. Po czym na studia lądujesz w Łodzi.

Tak.

Tym samym rozpoczynasz nowy rozdział. Były obawy?

Bardzo duże.

Takie społeczne? Jak zostaniesz przyjęta przez środowisko?

Oczywiście. Wcześniej nie miałam dużej styczności z aktorstwem, chociaż chodziłam na warsztaty. Natomiast lepiej się czułam w tańcu, śpiewaniu. Aktorstwo zawsze gdzieś mnie pociągało, ale brakowało mi pewności siebie. Zresztą za pierwszym razem nie dostałam się. Podczas rocznej przerwy pracowałam jako kelnerka w restauracji śpiewających kelnerów, gdzie nie tylko obsługiwałam klientów, ale także śpiewałam. W kolejnym roku składałam już dokumenty do wszystkich czterech szkół.

A za pierwszym razem?

Tylko do dwóch: Krakowa i Warszawy. Później już do wszystkich czterech, ponieważ stwierdziłam, że można te egzaminy pogodzić.

Udało Ci się wszystko zgrać. Słyszałam o takie historie, kiedy osoba zdająca  egzaminy do wszystkich szkół, aby na nie zdążyć zmuszona była przemieszczać się samolotami. 

Tak, tak również znam takie przypadki. Na szczęście mi udało się pogodzić wyznaczone daty. Dostałam się do Łodzi. Muszę przyznać, że rzeczywiście miałam obawy jak się tam zaaklimatyzuję. To było moje pierwsze wyfrunięcie z gniazda rodzinnego.

No tak, jednak rodzina tworzy ochronny parasol.

Oj, tak. Jestem bardzo blisko związana z rodziną. Miałam świadomość, że dzieli nas spora odległość, i że nie jest to Warszawa, gdzie wsiadam w tramwaj, gdy mi jest źle, i jadę do mamy się przytulić.

Jakie wrażenie zrobiła na Tobie Łódź?

Pamiętam, że gdy wysiadłam na dworcu Łódź Fabryczna, nie mogłam się nadziwić, że tam jest jak w filmie. Wszystko szare, smutne, jak z PRLowskiego kina. Muszę przyznać, że trudno było mi w łodzi, chociaż szkolę wspominam bardzo dobrze.

Zajęcia mieliście dziennie, czy weekendowo.

Głównie w tygodniu, ale zdarzało się I tak, że w weekendy. Tuż przed sesją przygotowaliśmy się do egzaminów często po nocach. Przez co zdarzało mi się wracać taksówkami.

W taksówce czułaś się bezpiecznie?

Bałabym się wracać sama po zmroku, nawet krótki kawałek. Słyszałam o wielu niebezpiecznych napaściach. Pamiętam, jak zaatakowali mojego współlokatora. Idąc przejściem podziemnym, został zaczepiony przez grupkę panów, którzy najpierw poprosili go o papierosa, a później szybko wyjęli nóż. Kolega wiedział, co go czeka, wziął nogi za pas i uciekł. To mnie trochę przytłaczało w Łodzi. Natomiast szkoła sama w sobie - genialna. Wszystkie wydziały związane z filmem w jednym miejscu. Dzięki czemu otworzyłam się na nowe znajomości, brałam udział w etiudach…

Cały rok gra w etiudach, czy tylko wybrana grupa osób?

Raczej cały rok.

To chyba integrowało was jako studentów?

Bardzo integrowało, ale dzięki temu też poznawaliśmy w wygodny sposób pracę na planie filmowym. To bardzo kształcące i niezapomniane chwile.

W ferworze pracy znajdowaliście czas na oddech - imprezy?

Z perspektywy czasu zastanawiam się, jak my w tak malej ilości wolnego czasu, mieliśmy go dla siebie aż w nadmiarze. Pełną parą korzystaliśmy z życia imprezowego. Notabene mama się troszeczkę denerwowała, że przesadzamy, że odbije się to na naszym zdrowiu. A my? I tak robiliśmy swoje. To było piękne – pierwsze intelektualne rozmowy o teatrze, filmie…

Podczas imprez?

Tak, taka bohema, mocna integracja.. Większość z nas była spoza Lodzi, dlatego traktowaliśmy siebie jak „rodzinę”

Pomaga to później w zawodzie?    
                                           
Pewnie tak.
Na zdjęciu: Julia Konarska i Ewelina Kowalczyk Salon Kultury


W jaki sposób trafiłaś do Ateneum?

Bardzo marzyłam o tym teatrze.

Dlaczego?

Ten teatr ma ogromną tradycje muzyczną.

Połączenie obydwu pasji - grania i śpiewania.

Tak. Kocham śpiewać i nie ukrywam tego. Kocham również grać. Marzę o dramatycznej roli, czy to w spektaklu, czy w filmie. Zanim dostałam się na studia, często chodziłam do Teatru Ateneum, był mi bliski i gdzieś podskórnie marzyłam o tym miejscu. Będąc studentką czwartego roku złożyłam tam tzw. „teczkę”.

Czyli aktorskie CV?

Tak. Złożyłam CV do dyrektora Andrzeja Domalika. Kilka dni po sylwestrze, bodajże drugiego stycznia, zadzwonił telefon z teatru, czy mogłabym przyjść na casting. Miałam mało czasu, aby przygotować utwory, ale udało się - dostałam się do spektaklu „Niech no tylko zakwitną jabłonie”

Pierwsza premiera. Co się wówczas czuje?

Trudno opisać to, co wtedy się czuje. Na pewno ogromne szczęście i radość z tego, że zaraz odsłoni się kurtyna i pierwszy raz w życiu stanę na deskach prawdziwego teatru. Myśl o spełniających się marzeniach bardzo uskrzydla.  Przez długi czas odbywały się nie tylko próby aktorskie. Bardzo solidnie pracowaliśmy pod okiem Wojtka Borkowskiego nad stroną wokalną, a z Jarkiem Stańkiem nad choreografią. Praca przy tym spektaklu była dla mnie wyjątkowa i niezapomniana, pełna cudownej atmosfery, tworzonej przez otaczających mnie ludzi.

Jak za kilka lat wyobrażasz sobie swoją przyszłość. Teraz grasz w teatrze, gdzieś tam pojawiła się przygoda z filmem.. Marzy ci się większa rola filmowa? A może serial?


Jeśli chodzi o moje pobudki artystyczne to zdecydowanie film, chociaż nigdy nie mów nigdy...Powstają fantastyczne seriale gdzie aktorzy mają szanse kreować świetne role. Mam ogromną nadzieję wciąż grać w Teatrze Ateneum i spełniać się również przed kamerą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz