W teatrze Kamienica
trwa gorączka przedpremierowa. Już 22 marca 2014r odbędzie się galowa premiera
przedstawienia Zalotny Uśmiech Słonia. W tym wyjątkowym okresie, w przerwie po
między próbami z Salonem Kultury spotkała się Kasia Pakosińska, aby opowiedzieć
o przedstawieniu i nie tylko. Zapraszamy do lektury i oczywiście na spektakl do
Teatru Kamienica.
Fot. K Stachniak |
Ewelina Kowalczyk:
Jednocześnie, aktorka, dziennikarka, i od niedawna chyba piosenkarka?
Katarzyna
Pakosińska: Kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi. (śmiech) Nie boję
się też wyzwań, a teraz kolejne przede mną. Bardzo lubię ten stan. Wiem, że
czasami ta „wielofunkcyjność” jest
kłopotliwa, szczególnie, gdy trzeba mnie podpisać czy zrobić w mediach
wizytówkę. Powstaje wówczas pytanie „kim
jest Pakosa”. Ale to chyba znak czasów. Działamy na wielu płaszczyznach. One i
tak się łączą. Zastanawiam się kiedy ja to wszystko zdążyłam zrobić…
W której z ról pani
lepiej się czuje: dziennikarskiej, aktorskiej, czy wokalistki?
Najlepiej
czuję się z ludźmi. Wszystkie zajęcia, które są związane z takimi spotkaniami…
Teraz moja zawodowa historia zatoczyła koło, wróciłam do teatru. Tu zaczynałam.
Prosto z egzaminów do Akademii Teatralnej do Teatru Stara Prochownia. Potem kabaret porwał mnie na wiele,
wiele lat… Dziś łączę te formy, mam swój
program kabaretowy, koncerty widowiskowe z zespołem Leszcze, spektakle
teatralne „Małżeński Rajd Dakar” i już wkrótce „ZUS, czyli Zalotny Uśmiech
Słonia” w Teatrze Kamienica. To doskonała komedia z wyśmienitą obsadą aktorską.
Gdy się przebywa w pani
towarzystwie, czuje się ogromny zasób energii bijący od pani. Jaka jest pani w
spektaklu?
Tina Słoń
to młoda, zakochana do szaleństwa w mężu kobieta. Trochę typ gorącej Włoszki.
Jest tu namiętność, zalotność i temperament, ponieważ są sytuacje, w których
muszę tupnąć nogą i ,co więcej, być
naprawdę wymagająca i sroga.
W życiu jest pani
sroga?
Bardziej
chyba wymagająca, ale na pewno nie sroga. (śmiech)
Wymaga Pani od
siebie czy bardziej od innych?
Przede
wszystkim od siebie. Niestety to jest mój problem, ponieważ wszystko biorę na siebie. Wszystko chcę sama
zrobić, i na 100%!. Stąd często rodzą
się stresy, czy jakieś potknięcia. Bardzo mi trudno takie rzeczy sobie wybaczać.
W związku z tym wymagam również od swoich bliskich, ale w pierwszej kolejności
stawiam siebie. Na pewno teraz inaczej funkcjonuje niż kiedy miałam lat
dwadzieścia, kiedy byłam potwornym zadziorem, który nie odpuszczał ani na
centymetr. W tym momencie mam więcej kobiecego spokoju i dyplomacji.
W jaki sposób
przygotowuje się Pani do roli?
Przede
wszystkim jestem duszą i ciałem w teatrze; niedojadam, zaniedbuję wtedy
niestety najbliższych i wiem, że będę musiała to potem rekompensować. Ale tak
już mam- jestem maksymalnie skupiona na zadaniu. Każdą wolną chwile spędzam z
ekipą aktorską. Lubię być w bliskim kontakcie z osobami współgrającymi. To nie
jest tak, że my przychodzimy, i wychodzimy, my się naprawdę znamy, dzwonimy do
siebie, dyskutujemy, dzielimy się sobą... Wszystko to owocuje potem na scenie.
Okres prób, i
przygotowań do premiery, to chyba trochę taka szkoła, gdzie jest praca domowa?
Dokładnie,
przede wszystkim jest reżyser. Emilian Kamiński jest tu naszym wychowawcą
i rozlicza nas ze wszystkiego . Czasami
przyłapuje w toalecie i pyta: „dlaczego wy tu wszyscy siedzicie, na
scenę!?”.(śmiech) Czujemy się wówczas, jakby ktoś nas „zdybał” jak uczniaków na
paleniu papierosów. Mówimy, że to kolonie, nawet się śmiejemy, że przed
premierą zrobimy sobie zieloną noc i robimy zbiórkę na zakup past do zębów
(śmiech)
Od kiedy trwają próby?
Spotykamy
się regularnie od grudnia. Także to już
4 miesiące, intensywnej pracy, ale i tak zawsze tego czasu jest za mało.
Co Pani czuje przed
premierą?
Ogromną
ekscytacje, potem zadziwienie że to już. Minutę przed wejściem na scenę będę
drżała i motyle w brzuchu fruwać będą. Potem pierwszy krok na scenę i
skrzydła... Mam nadzieje, że będzie mi się to zdarzać często, bo to
najpiękniejsza rzecz w tym zawodzie.
Boi się
pani opinii widza, czy już zdążyła
się pani z nią oswoić,
przyzwyczaić do ewentualnej krytyki?
Kiedy
grałam tylko na scenie kabaretowej,
publiczność wiedziała czego może się po mnie spodziewać. Czułam
absolutną akceptację. Tym samym, zawsze wiedziałam, w którą stronę mam iść.
Teraz jest inaczej. Poszukuję i muszę się liczyć z ostrzejszą oceną. Trzeba ją
przyjąć. I iść dalej. Jeśli nie spróbuje to nie zobaczę jak to jest. Zawód
który uprawiam wymaga ciągłej konfrontacji z widzem.
Serdecznie zapraszam na recenzję spektaklu, która ukazała się w dwumiesięczniku LAIF:
OdpowiedzUsuńhttp://gdybymbylaktorem.pl/2014/03/31/zus-czyli-zalotny-usmiech-slonia/
:)
:) na pewno poczytamy :)
Usuń