Krystyna Janda- Wywiad

Jubileusz piętnastolecia Teatru Polonia stał się doskonałą okazją do spotkania z Panią Krystyną Jandą. Aktorka, a także Prezes Fundacji Krys...

13 gru 2013

Krystyna Janda reżyseruje PRZEDSTAWIENIE ŚWIĄTECZNE

Och teatr wprowadza widza w prawdziwy świąteczny nastrój. Już 14 grudnia na dużej scenie odbędzie się premiera sztuki pt Przedstawienie Świąteczne, której reżyserem  jest znakomita aktorka Krystyna Janda. Co już zapewne nadaje Farsie wyjątkowości. Ponad wszystko  najlepszy zespół aktorów, sprawi, że widz na pewno nie wyjdzie rozczarowany. 
Fot. Klaudia Osuchowska

Reżyser :
 Krystyna Janda
W spektaklu zobaczymy :
Aleksandrę Górską, Alicję Przerazińską, Bożenę Stachurę, Anetę Todorczuk-Perchuć, Katarzynę Żak, Adama Krawczuka, Piotra Machalicę, Marcina Perchucia, Otara Saralidze, Grzegorza Warchoła, Macieja Wierzbickiego oraz Cezarego Żaka. 

Fot Klaudia Osuchowska

- Historia spektaklu dzieje się w szpitalu św. Andrzeja.- Opowiada Krystyna Janda-  Czas jest realny, mamy jedność miejsca. Jest to moment, w którym w szpitalu odbywa się zjazd dwustu neurologów z całego świata, jednocześnie lekarze przygotowują przedstawienie świąteczne dla swoich pacjentów. W pewnym momencie jeden z lekarzy, który ma otrzymać nominacje na posadę dyrektora dowiaduje się, że ma nieślubnego syna. Ta cala sytuacja pozwala trochę zakpić z nas i powoduje masę niezwykłych wydarzeń.







     
-W przedstawieniu gram siostrę przełożoną- opowiada Katarzyna Żak- To jest taka postać, która trzyma wszystko w swoich rękach. W szpitalu św. Andrzeja dzieją się nietypowe rzeczy: lekarze są dziwni, z lekka nieprzytomni, jak i szaleni dlatego też siostra przełożona musi trzymać pieczę nad wszystkim.


Fot. Klaudia Osuchowska 


Co wydarzy się dalej, jak rozwinie się spirala wydarzeń, przekonają się Państwo, nie inaczej jak udając się na spektakl, który zapewne stanie się doskonalą  odskocznią od świątecznego zawirowania. 

14 lis 2013

Dwie Alicje na jednej scenie OCH Teatru



W najbliższą sobotę (16 listopada) Och teatr zaprezentuje nam sztukę pt Alicja , Alicja, To opowieść o dwóch młodych, inteligentnych, i co najważniejsze, zapierające dech w piersiach niejednego mężczyzny kobietach. Jak się okazuje dwie panie żyją ze sobą, są sobie partnerkami. Namówione do publicznego wyznania opowiadają swoje życie. Poruszająca historia kobiet, które dotychczas nie okazywały publicznie uczuć, które tak samo kochają, tak samo jak inni chcą żyć.  Sztuka z pewnością wzbudzi w odbiorcy refleksję, do przemyśleń  nad innością, tolerancją. 
- Kiedy dostałam propozycje zagrania w tej sztuce , nie zastanawiałam się długo, bez namysłu wzięłam tą role. Miłość niema dla nas wieku, koloru, czy płci.- mówi Aleksandra Domańska






 Reżyseria:
Maria Seweryn 

Występują
Aleksandra Domańska
Aleksandra Grzelak 


Anna Popek- „Każdy z nas czuje tak samo”



Od niedawna kulinarna pisarka, znana jako prezenterka telewizyjna, fascynatka podróży, mimo to domatorka. Dzisiejszym gościem salonu kultury jest Anna Popek, która opowie nam o swojej pracy, zainteresowaniach, oraz o książce, którą wydala wspólnie z siostrą. Zapraszam do lektury. 

6 lis 2013

Olga Czyżykiewicz- "... Chciałam tupnąć nóżką..."

Dzisiejszym gościem salonu kultury jest wokalistka, kompozytorka, a zarazem reżyserka -  Olga Czyżykiewicz. Opowie nam o swojej drodze, która jest pełna artystycznych działań.
Fot. Greg
Klukowski


Ewelina Kowalczyk: Swoją przygodę ze śpiewaniem zaczęłaś dość późno, mimo to że pochodzisz z muzycznej rodziny, to chyba tak dość nietypowo? 

Olga Czyżykiewicz: No tak, ze mną było trochę tak dziwnie, ponieważ pochodzę z muzycznej rodziny, wydawało by się, że w naturalny sposób powinnam od dziecka śpiewać, od małego jeździć na konkursy, występować na scenie, a było zupełnie inaczej. Późno zrozumiałam, że chce śpiewać zawodowo, nie tylko hobbystycznie. W wieku 20 lat trafiłam na pierwsze lekcje śpiewu, które i tak nie były regularne, raczej epizodyczne , zmieniałam wielu nauczycieli, miałam także dwuletni epizod w szkole muzycznej. W wieku 23 lat siedziałam w ławce z dziewięciolatkami (szkoła była prywatna) i ściągałam od nich na klasówkach z kształcenia słuchu:) Te lata tak naprawdę były szukanie siebie. Zawodową drogę zaczęłam dwa lata temu, gdzie pojawiły się pierwsze koncerty, pierwszy zespół Hormonogram. 

Rodzice nie kładli nacisku na muzyczną edukację? 

Wręcz przeciwnie, mój tata wychodził z założenia, że to powinien być mój wybór, z kolei mama miała awersję do szkól muzycznych.

 Pojawiał się żal, że jednak nie zostałaś posłana do szkoły muzycznej? 

Na początku tak, z czasem jednak zrozumiałam, że brak wykształcenia muzycznego ma swoje ogromne atuty. Przez lata musiałam opierać się wyłącznie na swojej intuicji, wrażliwości i kreatywność, to mnie bardzo rozwinęło artystycznie i zaprowadziło w bardzo ciekawe rejony własnej osobowości. To są przepiękne przestrzenie , z których warto czerpać. 

Co Cię skłoniło, aby jednak iść prawdziwą muzyczną drogą? 

Może najpierw powiem o tym czemu tak długo zwlekałam. Czułam lęk przed publicznością, przed występami, a po za tym gdzieś ogromna  presja środowiska, w którym się wychowywałam. To były czynniki które wykształciły we mnie ogromną wrażliwość, z drugiej strony bardzo długo zadawałam sobie pytanie czy ja się nadaje. W pewnym momencie przyszedł taki czas, że postanowiłam nie poddawać się swoim wątpliwościom . To nie był wybór między śpiewać nie śpiewać, a między bać się a nie bać, walczyć o marzenia czy je porzucić. Myślę , że dziś nie była bym tą samą osobą , gdybym o siebie nie zawalczyła. 

Z wykształcenia jesteś historykiem sztuki, ale chyba z tą historią masz mało wspólnego, bardziej wyrażasz się w filmie ?

 Tak, z wykształcenia jestem magistrem sztuki, ale skończyłam także dwuletnie studium filmowe. Film czy wszelkie formy wizualne to jest to w czym się wyrażam tak samo jak w muzyce. Nie ukrywam, że historia sztuki rozwinęła we mnie wrażliwość wizualną. Pięć lat obcowania z wybitnymi profesorami , obcowanie z wybitnymi dziełami sztuki. To niezwykle przydało się w pracy filmowej.

Jakimi gatunkami filmowymi się zajmujesz? 

Pałam miłością do filmów krótko metrażowych. Lubię formy skrótowe, w których można wyrazić emocje, czy też rodzaj jakiejś abstrakcji. Dla mnie film to tak naprawdę przedłużenie malarstwa, i to właśnie strona wizualna najbardziej mnie pociąga. Obecnie zajmuję się tworzeniem teledysków, wideo artów, dodatkowo praca na planie i podczas produkcji jest niezwykle uziemiająca, poza czasem bardzo twórczym, jakim jest pisanie scenariusza , praca na planie i podczas produkcji wymaga skupienia i koncentracji, to się bardzo przydaje w codziennym życiu. 

Co skłoniło Cię do wzięcia udziału w The Voice of Poland ? 

Pewien rodzaj niecierpliwości i chyba pragnienie zmierzenia się z samą ze sobą . Jest także taka sytuacja rynkowa, że pomyślałam że warto pokazać siebie, nawet jeśli nie czuję się do końca gotowa.  Nie uważam bym była wokalistką, której ten program by do końca potrzebował.
To się w trakcie programu okazało, że jestem tak zwaną cichą wokalistką, bardzo do wewnątrz ,do siebie. Obce mi jest rozumienie muzyki w kontekście show, walki, popisywania się, uwodzenia głosem. Głównie nastawiam się aby opowiedzieć coś poprzez muzykę. Najbardziej mi zależy aby przez muzykę przekazać historię,. Na szczęście znalazłam swoich odbiorców, których udało mi się gdzieś poruszyć. 

Czyli znalazłaś swoje grono odbiorców?

 Tak, jak najbardziej, teraz pozostaje nagrać płytę, i być wierną swojej wizji. Wracając jeszcze do voice, tata po emisjach zadzwonił i powiedział , że cieszy się że tupnęłam nóżką , że pokazałam swoją odrębność. 

Chciałaś pokazać, że nie jesteś związana ze swoim tatą? 

Jestem związana ze swoim tatą, ale mam do opowiedzenia swoją historię..

 Robiąc resarch po znajomych, pewna osoba, którą obie znamy powiedziała, że starasz się kroczyć własną drogą, idąc do programu nie obawiałaś się, że mogą pojawić się glosy krytyki, że to dzięki tacie się dostałaś?

 Myślę, że muszę się przyzwyczaić, że będę kojarzona z tatą. Chciałam jak najmniej epatować tym w programie, ale to jest jakiś kontekst, z którego wychodzę. Myślę sobie, że piekarz, który piecze chleb w piekarni odziedziczonej po ojcu, nie musi się tego wstydzić, albo temu zaprzeczać. Kontynuuje się jakąś tradycję ale swoim językiem,  do innego odbiorcy i innego pokolenia. Mam swoją drogę, ale to jest kontekst, którego absolutnie się nie wstydzę, ani nie chcę się też od mojego taty odcinać.  Daje sobie prawo do własnego głosu.

 Jakie stosunki panowały podczas bitwy, między Tobą, a Łukaszem?

 Świetne! Od początku miałam intencje, aby wyjść poza kategorie walki. Nie można łączyć muzyki z walką. Staraliśmy się z Łukaszem coś opowiedzieć, każdy przez swoją wrażliwość. Nie wyobrażam sobie w muzyce walczyć z drugim wokalistą. Jedynie na czym się skupiałam, to znaleźć z nim wspólny kontakt, pewną nić porozumienia, i wszystko zrobić tak aby na pierwszym miejscu pojawił się utwór, muzyka i tekst. Uważam , że wokalista jest kanałem dla utworu i powinien służyć muzyce, a nie na odwrót , powinien w jakiś sposób stać się niewidzialny i dać pierwszeństwo piosence.

Jako trenera wybrałaś   Marka Piekarczyka, dlaczego?

 Wydawał mi się najbliższy jako człowiek. Rock, i polskie teksty, to jest coś, z czym ja także wyrastałam.

 Mówiłaś, że planujesz wydać płytę. Pragniesz zrobić to tak szybko, czy jednak trzeba będzie trochę na nią poczekać?

 Początkowo trochę się spieszyłam, co wyszło z poczucia, że późno zaczynam, że muszę nadrobić lata bycia poza sceną, branżą. Zrozumiałam jednak, że ten pośpiech nie służy muzyce, kreatywności . Przyszedł taki moment, w którym udało mi się zamknąć samej ze sobą na kilka dni i stworzyć 10 kompozycji, do których teraz szukam słów.

 W jakich klimatach będzie płyta?

 Zafascynowana jestem muzyką filmową, ponieważ ona daje ogromną przestrzeń, w niej niema pośpiechu, i ja ze swoimi utworami zmierzam w tę stronę. Lubię eksperymentować formą, nie koniecznie musi to być klasyczna forma piosenki, dla tego teksty są dla mnie na drugim planie . To muzyka sama w sobie jest opowieścią, tekst tylko ją dopełnia. 

Późno zaczęłaś jeździć na wszelakie festiwale, jakie masz za sobą? 

Takim najważniejszym dla mnie okazał się Festiwal Śpiewajmy Poezje czyli Olsztyńskie Spotkania Zamkowe.

Występujesz trochę z tatą ? 

Tak, przez te występy zostałam rzucona na głęboką wodę, ponieważ mój tata ma już swoją wyrobioną publiczność, gra z najlepszymi muzykami w Polsce, głęboka woda… 

Jak zostałaś przyjęta przez resztę teamu?

 Bardzo ciepło. Natomiast to była dla mnie ogromna szkoła, to jest wymagający repertuar, wymagająca publiczność, wierna mojemu ojcu, i ona ma ogromne wymagania. Ja w żaden sposób nie chciałam być intruzem w tym projekcie. Musiałam całkowicie się dostosować, wtopić w całą konwencie i nie przeszkadzać, wykonać najlepiej swoje zadanie. 

Była w związku z tym trema?

 Ogromna 

W jaki sposób ona u ciebie się objawia? 

To jest coś nad czym ja cały czas pracuje, zastanawiając się jakie są źródła tej tremy. Do dnia dzisiejszego mam ogromne problemy z tremą przed występami publicznymi. Myślę że ten stres odbiera mi 50% moich możliwości. 

Swój wolny czas spędzasz? 

Uwielbiam czytać

Jakie pozycje? 

 Kiedyś zachwycałam się literaturą piękną, szczególnie rosyjską. Ostatnio interesuje mnie bardzo tematyka duchowa, jestem zafascynowana nurtem szamanizmu. Wiem, że to może kojarzyć się z czarami, ale tak naprawdę jest to przepiękny system filozoficzny. Niezwykle kocham naturę: ziemię, zwierzęta. Szamanizm w przepiękny sposób opisuje świat, ten opis trafia do mnie.

 Prócz tego, że w wolnych chwilach czytasz to prowadzisz jeszcze bloga?
 
Tak piszę bloga. Pamiętam będąc młodą dziewczyną zapisywałam zeszyty,  zresztą czasami wracam do nich ze swoimi przyjaciółkami, Czytając te teksty dochodzę do wniosku, że emocjonalnie jestem taka sama, tak samo odbieram świat. Może tylko mój styl pisania się rozwiną. W pewnym momencie uznałam, że chciałabym się tym dzielić i stworzyłam bloga, który tak naprawdę jest przedłużeniem pamiętników. 

Czy prócz: filmu, muzyki pochlania Cię coś jeszcze? 

Taniec, malarstwo, fotografia. Muszę przyznać, że taniec, to jest moje takie niespełnione marzenie z dzieciństwa. W dzieciństwie tańczyłam profesjonalnie, niestety problemy zdrowotne sprawiły, że musiałam rzucić treningi. Obiecałam sobie, że wrócę do tego w swoich teledyskach,  to będzie ukłon wobec tej małej dziewczynki , która kochała to robić i taniec dawał jej szczęście.

No właśnie tworzysz teledyski. Z kim współpracujesz?

 Z różnymi artystami, ale także zajmuję się produkcjami komercyjnymi.

 Tworząc teledysk musisz wejść w jakiś sposób w takiego artystę?

 Tak, to najbardziej lubię w tej pracy, są to długie, niezwykłe rozmowy. Patrzę wtedy co dany artysta ma w sobie najciekawszego. Wspólnie wymyślamy wizie klipu, która jest jakoś zgodna z obojgiem nas.

 Czyli wcielasz się trochę w takiego psychologa?

 Tak i uwielbiam to robić. Wszystkie relacje z ludźmi mają ten element psychologiczny, dla mnie najważniejsze jest wysłuchanie drugiego człowieka i tym samym odnalezienie w nim tego co jest w nim najpiękniejsze. 

Większość artystów ma to do siebie, że są bardzo emocjonalnymi ludźmi. Ty też taka jesteś? 

Tak myślę, że to jest 99,9% tego jak podchodzę do świata, jak go odbieram. Trzeba jednak umieć tą swoją emocjonalnością dysponować, być mądrym zarządcą, należy umieć je rozpoznać, nazwać w innym wypadku potrafią pochłonąć. 

I może tak na koniec zapytam Cię, o Twoje marzenia, masz jakieś?

Takim moim największym marzeniem jest pogodzenie się ze sobą. Znalezienia wewnętrznego spokoju i bycie stale wierną swojej drodze.

3 paź 2013

Edyta Krzemień:"..To jest często dom wariatów.."



Dziś Salon Kultury gości niezwykłą artystkę, która swoim głosem potrafi wzruszać słuchaczy. Edyta Krzemień, bo to o niej mowa, opowie nam o swojej muzycznej pasji, rozwoju, swoich wcielaniach w Upiorze w Operze, czy Nędznikach, i o tym co owe role w niej pozostawiły.

Ewelina Kowalczyk: Twoja muzyczna droga rozpoczęła się?

Edyta Krzemień: Muzyka zawsze była. Zaczęło się od tego że rodzice nauczyli mnie kolęd  w wieku 3 lat, a potem to „kolędowanie” szło ze mną przez życie..  aż do teraz. 

A kiedy przyszedł czas na takie poważne muzyczne kroki.  Z tego co opowiadasz, to taka trochę sielanka?

W wieku 18 lat poszłam do szkoły muzycznej. I to się stało zupełnie przypadkiem. Jeśli chcesz mogę Ci opowiedzieć. 

Opowiadaj, cała zamieniam się w słuch?

W liceum przyjaźniłam się z dziewczyną, która zakochała się w pewnym aktorze i w związku z tym postanowiła również zostać aktorką. Piosenka- to jeden z elementów egzaminu wstępnego do szkoły teatralnej. Pewnego razu  zabrała mnie z sobą na swoją lekcję śpiewu. Osoba, która ją uczyła poprosiła mnie, abym  i  ja wydała z siebie parę dźwięków, po czym powiedziała: „sopran koloraturowy” , zaproponowała mi przygotowanie do szkoły muzycznej II stopnia na wydział wokalny. To było w Krakowie. Dostałam się za pierwszym podejściem!

Z tego co wiem studiowałaś dziennikarstwo? 

 Miałam w planach również zostać politykiem, na szczęście, lub nieszczęście nie dostałam się na politologie. I tym sposobem ukończyłam dziennikarstwo. W tamtym czasie, to była alternatywa dla moich muzycznych pomysłów na życie.  Studia dziennikarskie i szkołę muzyczną zaczęłam i kontynuowałam w tym samym czasie. 

Bycie artystą kojarzy się zazwyczaj z niestabilnością finansową.

Tak, oczywiście zgadza się, ale nie wiem czy w obecnych czasach jakikolwiek zawód jest stabilny. A najważniejsze jest robić to co się czuje i lubi.

Jak trafiłaś do Romy?

Z castingu do” Upiora w Operze” . Ta historia też jest bardzo ciekawa, ponieważ rok przed przesłuchaniami już umiałam całą partie w języku angielskim. Pracowałam nad nią z moją nauczycielką śpiewu, prof. Zofią Altkorn, w szkole muzycznej. Kiedy ogłoszono castingi do Upiora, muzycznie byłam przygotowana, musiałam tylko nauczyć się polskiego przekładu. 

Kiedy trafiłaś do Upiora, byłaś bardzo młoda.

Tak miałam 22 lata, ale i tak w obsadzie byłam najstarsza. Dziewczyny, które ze mną grały miały po 17 lat. 

Taki młody wiek, to dobry czas na udział w tak dużym projekcie?

I tak, i nie. Tak, jeśli ma się wsparcie rodziny, najbliższych, i zespołu z którym się pracuje. Nie, jeśli jest się zostawionym samemu sobie, bez pomocy. Nam poświęcono wiele uwagi. Dostawałyśmy miliony wskazówek od realizatorów i starszych kolegów. Można powiedzieć, że uwierzono w nas. Otoczono nas opieką, ale było momentami naprawdę bardzo ciężko. Myślę, że pracując nad tym musicalem przeszłyśmy porządną szkołę, która do dziś procentuje. Nauczyłyśmy się korzystać z bardzo osobistych, wewnętrznych zasobów. Bardziej „byłyśmy”, niż „grałyśmy” a to jest dobra baza do tworzenia kolejnych postaci. 

Co magicznego ma w sobie teatr?

Można stać się kimś innym. Wyobrazić sobie siebie w innych okolicznościach, uwierzyć w nie. Te role w które się wchodzi pozostają już na zawsze, „blizną” na duszy, sumieniu, czasem i ciele.. (Po ostatnim spektaklu „Nędzników” mam bliznę na prawej dłoni).  A z perspektywy widza, to co najbardziej kocham w teatrze to to, że prowokuje do myślenia, że można o nim dyskutować bez początku i bez końca. 

Jaka prywatnie jest Edyta Krzemień?

Hm.. Jeszcze do końca nie potrafię powiedzieć jaka jest. Przez cały czas próbuję się odnaleźć. 

Ale, wesoła, smutna, nostalgiczna, no jaka?

Myślę, że mogę wszystko. Być wesołą, smutną.. To zależy od dnia, sytuacji. Jak jestem w towarzystwie to staram się być towarzyska, zorganizowana, uśmiechnięta. W samotności umiem przepłakać cale dnie i noce. Nie wstawać nie ruszać się. Ale to chyba nie tylko moja przypadłość.. ?

Co Cię popycha do działania?

Takim przysłowiowym kopem jest dla mnie praca, ludzie, oraz rzeczy które lubię. Oprócz teatru i muzyki lubię po prostu gotować i sprzątać, albo raczej efekty gotowania i sprzątania. 

Jakie potrawy najchętniej przygotowujesz? 

Rosół. Ponieważ najpiękniej pachnie. Ale lubię także włoską kuchnię oraz tradycyjnego polskiego schabowego z ziemniakami. 

Opowiedz trochę, o swoim autorskim projekcie „My Musical Dream” 

Pomysł zrodził się dawno temu, natomiast jesienią zeszłego roku udało mi się go zrealizować. My Musical Dream, to projekt składający się głównie z utworów musicalowych, bajkowych, a także z muzyki popularnej, w romantycznych aranżacjach na fortepian i wiolonczelę. Do wspólnego grania zaprosiłam: Pawła Jędrzejewskiego, oraz Olę Monkiewicz, którzy przemycają do całości dawkę słońca. Całość spina nuta nostalgii, ciszy i zamyślenia, ale także udało nam się wpleść odrobinę żartu, bo w życiu nie może być zawsze poważnie przecież..

Jak jesteś przyjmowana w projekcie przez publiczność?

Chyba dobrze. Ja się przez ten projekt bardzo osobiście wypowiadam. Jeśli nie słowem, to staram się muzyką, barwą, brzmieniem. I cieszę się, jeśli znajdzie się kilka osób które po koncercie mówią, że jest im to szczególnie bliskie. Najbardziej lubię kiedy możemy się wspólnie powzruszać. To lepsze niż zbiorowa modlitwa…

Przejmujesz się krytyką, siedzi ona gdzieś w Tobie? 

W ogóle krytyka mnie nie rani. Uwielbiam krytykę, cieszę się tym, że mogę nad czymś popracować. Wolę aby ludzie krytykowali mnie „prosto z mostu” niż gdzieś tam za plecami.

Jakiej muzyki słuchasz? 

Przeróżnej. Począwszy od klasycznej, musicalowej, jazzowej, po elektroniczny minimal. Uwielbiam muzykę która jest wynikiem konkretnej kultury jak np. fado czy flamenco. Zasłuchuję się także w muzyce skandynawskiej. Ale ostatnio przy gotowaniu słucham reggae. W samochodzie jeździ ze mną muzyka barokowa. Muzyka jest tak niesamowitym źródłem do odkrywania. I mam wrażenie, że ten proces jest nieskończony i to jest fascynujące. Jestem otwarta na wszystko co dociera do moich uszu, ale to co spina tę różnorodność w całość to poczucie bliskości z esencją a tą esencją jest miłość. Jeśli coś jest tworzone z miłości to po prostu musi być dobre.

Z czym Ci się kojarzy muzyka?

Z emocjami. 

O czym myślisz śpiewając „Wyśniłam Sen”?

Wiesz, to jest taka piosenka, w której nie da się śpiewać bez poruszenia własnych przeżyć…

Jakie plany na najbliższy czas. Na Twojej stronie widziałam, że dużo jeździsz To jakoś wpływa na życie prywatne?

Tak, jak jestem w domu, to jest to święto. Podróżuję ze względu na różne koncerty, a także ze względu na Christine Daae ,w którą się wcielam  w „Upiorze w Operze” w Podlaskiej Operze w Białymstoku.

Myślisz, że artyście jest lepiej być samemu, czy jednak z kimś?

Myślę, że fajnie jest kogoś mieć u boku. Tylko ta druga osoba musi zrozumieć, że życie muzyczno – teatralne, żeby nie powiedzieć „artystyczne” łączy się z wyjazdami, mieszkaniem po hotelach, przebywaniem z różnymi ludźmi.. Życie prywatne jest bardzo ważne, ale niestety to zawodowe bardzo wciąga. Do tego stopnia, że można się zatracić.

Zdarzyła Ci się taka sytuacja, że tak bardzo Cię poniosło?

Tak, ale to do niczego nie prowadzi, oprócz tego, że chwilowo jest super, bez myślenia o dniu jutrzejszym. Teatr, czy muzyka to zajęcie dla totalnych „bzików”. Wszyscy w teatrze mamy tendencję do emocjonalnego stania na głowie, i to jest często.. dom wariatów. 

Masz takiego bzika ?

Mam, mam, czasem za bardzo. Czasem wchodzę do domu i nadal go mam.. 

Będąc małą dziewczynką marzyłaś, aby zaśpiewać partie Śnieżki.

Wiesz co, dzieci zawsze utożsamiają się z postaciami z bajek czy też z filmów. To jest chyba normalne, że wchodzą emocjonalnie w przeżycia bohaterów. Fakt, że podśpiewywałam melodie razem z moimi księżniczkami z bajek Disney’a ale nie wiedziałam, że kiedyś będę dubbingować. Królewna Śnieżka zajmuje u mnie szczególne miejsce. To był mój pierwszy dubbing. Do końca życia będę wspominać tę niezwykłą przygodę.

O czym teraz marzysz?

Jak każdy chyba pragnę być szczęśliwa. Jeśli moja dalsza droga będzie się przewijała przez teatr, to będę zadowolona. 7 lat temu pewna dziennikarka zadała mi to samo pytanie i ja odpowiedziałam: marzę o Teatrze Muzycznym Roma.. i tak zatytułowała wywiad. To było po krakowskiej premierze studenckiej wersji musicalu „Notre Dame de Paris”. To marzenie się spełniło. A to co będzie dalej.. niech dla mnie samej pozostanie niespodzianką. Jestem otwarta na to, co się wydarzy. 

Grasz w filmie „Miasto 44”

Ja tam nie gram, chodź bardzo bym chciała. Śpiewam w tym filmie dosłownie jedną piosenkę: „Nie ma szczęścia bez miłości”  W. Szpilmana, jednakże ogromną przyjemnością była praca na planie z reż. Janem Komasą i praca w studio z prawdziwie przedwojennie brzmiącym fortepianem. 

Gdzie jest lepiej na planie filmowym czy w teatrze?

Chyba na razie wolę teatr. 

Po tylu latach masz jeszcze tremę?

Tak, ale ona jest raczej mobilizująca.  Udało mi się okiełznać tę destrukcyjną część tremy.

Myślę, że na tym pora zakończyć naszą rozmowę. Dziękuje Ci  za nią i mocno Cię dopinguje, aby wszystkie Twoje plany ci się udało zrealizować...