Krystyna Janda- Wywiad

Jubileusz piętnastolecia Teatru Polonia stał się doskonałą okazją do spotkania z Panią Krystyną Jandą. Aktorka, a także Prezes Fundacji Krys...

21 wrz 2013

Joanna Lewandowska -"..Mnie to w ogóle nie rusza"




Artystka, która nie zna granic. Doskonale odnajduje się w każdym muzycznym gatunku, czy to rock, czy poezja śpiewana. Skalą głosu wbija słuchacza w ziemię - dosłownie. Znana z spektakli muzycznych takich jak „Metro”, „Sztukmistrz z Lublina” czy , „Tuwim dla dorosłych”.
Jeśli jeszcze nie wiecie o kim mowa, z przyjemnością przedstawiam... Uwaga, uwaga dziś porozmawiam  z wokalistką, aktorką, pedagogiem, a przede wszystkim z cudowną ciepłą osobą, w której oczach goszczą radosne iskierki.
O swojej muzycznej przygodzie opowie nam Joanna Lewandowska. 
Fot. J Korczyński

Ewelina Kowalczyk: Będąc małą dziewczynką kochałaś balet, chodziłaś do szkoły muzycznej , i tam uczyłaś się gry na pianinie, kiedy zatem pojawiła się miłość do śpiewania?

Joanna Lewandowska: Od samego początku śpiew gdzieś mi towarzyszył. Że mam predyspozycje okazało się w przedszkolu. Skierowano mnie na egzamin do szkoły muzycznej. Dostałam się, co z początku było raczej tragedią dla moich rodziców. Wiązało się z wydatkami, kupnem  instrumentu, czasem, który trzeba poświecić na dojazd. Zaczęłam uczyć się w klasie fortepianu , lecz tak naprawdę bałam się tego instrumentu. Egzaminy, występy, gra - to wszystko  mocno mnie stresowało i zabierało to, co tak naprawdę w muzyce jest najważniejsze. Czasem zdarza mi się grać utwory, które są mi bliskie, ale myślę, że to w tańcu i śpiewie mogłam najbardziej wyrazić siebie. 

 Tańczysz jeszcze?

 Tańczę, uwielbiam to robić boso! Niestety po wypadku, który miałam za czasów „Metra”, jest to bardzo utrudnione. Ale  potrafię nieźle „ściemniać” robiąc piruety, jak trzeba zrobić  na prawej nodze to ja robię na lewej. 

 Obserwuje Cię od kilku lat, takim początkiem mojego podglądania Twoich poczynań artystycznych stał się koncert Karuzeli Group w Och Teatrze. Mam wrażenie, że zdecydowanie więcej gracie w Norwegii niż tu u nas w kraju. Czy Polacy nie docenili Osieckiej w nowym brzmieniu?

 Karuzela w Polsce była niebywała! W każdym miejscu  publiczność przyjmowała nas z ogromnym zaskoczeniem, wzruszona. Ludzie nie wiedzieli, że mogą spodziewać się czegoś takiego po Norwegach, którzy są uważani za „zimnych”. A ci zakochani w polskiej poezji Skandynawowie, przedstawili ją na swój własny sposób. Nasza polska część zespołu dała się ponieść ich aranżacjom, ich pomysłom. Myślę, że w tym projekcie zarówno dla widzów jak i dla nas, artystów, ciekawe było to jak obcokrajowcy widzą poezję Osieckiej, czy Tuwima. Wracając do koncertów, w Polsce zagraliśmy ich około 30. Myślę, że to i tak jest dużo. Dlaczego nie więcej? Największą barierą  stały się finanse. Zespół jest duży, a Norwegowie mają zupełnie inne realia wynagrodzeń. Cieszy mnie to, że ci co mieli zobaczyć, to zobaczyli, usłyszeli. Do tej pory ludzie pytają gdzie można kupić naszą  karuzelową płytę. Mam nadzieje, że następne projekty, które chcemy robić wspólnie też okażą się sukcesem.

Są takowe w planach? 

Tak. Kolejnym takim projektem, który mam nadzieje uda nam się zrealizować jest „Life boats”, czyli takie łodzie – rzeźby, które będą płynęły rzekami. Nie mogę jeszcze wiele mówić o tym projekcie, ale będzie pięknie i muzycznie. 

Płytę Karuzeli nagrywaliście w kościele, to coś niecodziennego.  Jak tworzy się w takim miejscu?

W Oslo jest stary kościół, który został  przekształcony w studio nagraniowe. Nigdy w życiu nie nagrywałam w tak niesamowitym miejscu i atmosferze. Z jednej strony jest to kościół, w którym w niedzielę tętni życie religijne, z drugiej strony jest to studio nagrań. Miejsce świeckie, w którym tworzy się muzykę. To jest niesamowite, kiedy rano się tam pracuje, a potem można iść na mszę. Poszłam na takie protestanckie nabożeństwo, niesamowite przeżycie duchowe. Gdybym miała możliwość nagrywania jeszcze kiedyś w tym miejscu, na pewno zrobiłabym tam swoją solową płytę. Nie wahając się ani chwili! 

Podobno jesteś w trakcie przygotowań do kolejnej płyty solowej, co na niej znajdziemy?

Kolejne nagrania miały odbyć się we wrześniu niestety, nasz kolega, który gra na instrumentach perkusyjnych wyjechał do Ameryki. Mam ogromne szczęście, grania z najlepszymi muzykami, lae niestety ze względu na ich zapełnione kalendarze,  trudno ich zebrać razem.  Na płycie znajdą się wyłącznie premierowe utwory, do kilku sama skomponowałam muzykę.

Do kogo jest skierowana muzyka?

Na pewno do tych, którzy już mnie poznali i wiedzą jaką muzykę śpiewam. Jest to poezja, wiersze Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, Julii Miller. Będzie dużo emocji, ale też  śmiechu, szukamy takiego „złotego środka”. Równowagi. 

Czyli jednym słowem  słuchacz będzie miał gwarantowane „ciary”? 

Tak, „ciary” będą, bo bez „ciar”, to ja nie chcę. 

Nie myślałaś, by udać się do jakiegoś talent show? Z twoim głosem wygraną masz w kieszeni… 

Nie. Myślę, że mogłabym więcej stracić, niż zyskać. Na pewno dla mojej psychiki nie byłoby to dobre rozwiązanie.  Był moment kiedy przychodziły takie myśli, że trzeba, że może to są takie czasy, ale od razu działo się coś takiego, jakby znak, że można iść inną dróżką. Na przykład, wspaniały kompozytor jak Konieczny czy Satanowski zapraszał mnie do współpracy. I to był dla mnie taki sygnał, że robię dobrze idąc własną drogą. Żyję ze śpiewania i to mi wystarcza, utrzymuję się na powierzchni.  Co chwila coś się dzieje, jakieś koncerty, premiery .


No właśnie Asiu zbliżamy się wielkimi krokami do premiery  spektaklu „Całujcie mnie wszyscy w odbiornik”.  Z tego co wiem, to będzie pewnego rodzaju kontynuacja „Tuwima dla dorosłych”. ..

Tak, ekipa „Odbiornika”  to ten sam skład. Historia rozpoczyna się tuż po wojnie i przechodzi przez czasy PRLu,  aż do teraźniejszości. Mogę obiecać ,że sztuka nie pozostawi widza bez przemyśleń. A chyba o to chodzi w teatrze. 


Fot M Ceraficka

Cofnijmy się nieco w czasie do czasów, kiedy występowałaś w „Metrze”. Wielu artystów twierdzi, że udział w tym musicalu, to wielka szkoła życia. Co dał ci ten czas, czego się nauczyłaś?

Trafiłam do „Metra” mając 18 lat. Dzień zaczynaliśmy o 6 rano gimnastyką, akrobatyką, rozśpiewaniem, rozgadaniem, potem step, taniec jazzowy. Co dwa tygodnie przyjeżdżali Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa,  i odbywały się eliminacje. To był szybki start. Dobra szkoła aktorska. Do tej pory mi zostało, to co wtedy wbito mi do głowy. Zarówno sprawy związane z techniką śpiewania, czy emisją, ale też taka teatralna kindersztuba, że każdy ma swoje miejsce w teatrze, w garderobie nie odzywamy się pierwsi do starszego aktora, że nie wchodzimy w butach na scenie. Dzięki tej szkole w „Metrze” zostałam przygarnięta przez wspaniałych starszych aktorów. Pomimo trudnych sytuacji , które wtedy mnie spotkały, jestem wdzięczna tamtym czasom… 

Ile grałaś w tym musicalu?

Jakieś pięć lat na pewno. 

Co powinien mieć w sobie artysta, aby poruszyć widza? 

Ja na przykład jestem naturszczykiem. Nie jestem aktorką . Jestem zaszczycona, że gram z zawodowcami.  Ale najbardziej zależy mi na prawdzie . Dbam o to by „nie zagrać emocji” myślę, że widzowie oczekują prawdy. Po to jest scena, aby ktoś nam podrapał w sercu, rozbawił. 

Jakie utwory najchętniej śpiewasz?

Uwielbiam wykonywać swoje wersie piosenek, które zostały stworzone przez mężczyzn, np.: Grzegorza Ciechowskiego, czy Jana Wołka. Teksty mężczyzn w ustach kobiety brzmią zupełnie inaczej. Takim wyjątkiem w mojej twórczości jest Julia Miller, która tworzy tak, jakby spała ze mną w jednym łóżku. (śmiech)

Opowiedz trochę o Julii, kim jest, jak zaczęła się wasza współpraca? 

Kiedyś przez Internet, a dokładnie rzecz biorąc na Facebooku  ogłosiłam, że poszukuje młodych ludzi, którzy spróbowaliby napisać piosenki na moją płytę, i tak właśnie zgłosiła się do mnie młoda Julia, która jest weterynarzem. Pisze teksty w laboratorium, między próbkami, a próbówkami. 

Wracając jeszcze do twojej przygody z „Metrem”, wielu artystów z tamtej ekipy, jest dziś prawdziwymi gwiazdami. Nie żałujesz czasem, że twoje życie potoczyło się tak a nie inaczej, że mogła byś być teraz rozpoznawana?

Nie, ja mam zupełnie inaczej poukładane wartości. Mnie to w ogóle nie rusza. Mnie kreci to, że osoby wielkiego formatu tworzą dla mnie.  Ktoś kto tworzył polską kulturę pisze tekst specjalnie dla mnie - to jest coś! 

Jakich artystów cenisz sobie najbardziej?

Nie mam takiego jednego ulubionego, wiele osób mnie inspiruje . Cieszę się z tego, że mogę sobie czasem zaśpiewać „punka”, i krew będzie mi brzmiała. Lubię mocnego rocka, muzykę skandynawską, cofniecie do lat trzydziestych, białe glosy… 

Teatr, piosenka, to przecież nie cale Twoje życie. Powiedz co prócz tego lubisz robić, co sprawia Ci radość, pozwala oderwać się od rzeczywistości?

Nurkowanie. Odkryłam je mniej więcej rok temu i stało się to moją wielką przygodą. Nie da się wytłumaczyć tego, co czuje człowiek pod wodą, to trzeba przeżyć.  Taki wszechogarniający spokój. Jestem tylko ja, mój oddech i cisza. To taka podwodna medytacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz