Artystka, która nie zna granic. Doskonale odnajduje się w
każdym muzycznym gatunku, czy to rock, czy poezja śpiewana. Skalą głosu wbija
słuchacza w ziemię - dosłownie. Znana z spektakli muzycznych takich jak „Metro”,
„Sztukmistrz z Lublina” czy , „Tuwim dla dorosłych”.
Jeśli jeszcze nie wiecie o kim mowa, z przyjemnością
przedstawiam... Uwaga, uwaga dziś porozmawiam
z wokalistką, aktorką, pedagogiem, a przede wszystkim z cudowną ciepłą
osobą, w której oczach goszczą radosne iskierki.
O swojej muzycznej przygodzie opowie nam Joanna Lewandowska.
Fot. J Korczyński |
Ewelina Kowalczyk: Będąc
małą dziewczynką kochałaś balet, chodziłaś do szkoły muzycznej , i tam uczyłaś
się gry na pianinie, kiedy zatem pojawiła się miłość do śpiewania?
Joanna Lewandowska: Od samego początku śpiew gdzieś mi towarzyszył.
Że mam predyspozycje okazało się w przedszkolu. Skierowano mnie na egzamin do
szkoły muzycznej. Dostałam się, co z początku było raczej tragedią dla moich
rodziców. Wiązało się z wydatkami, kupnem
instrumentu, czasem, który trzeba poświecić na dojazd. Zaczęłam uczyć
się w klasie fortepianu , lecz tak naprawdę bałam się tego instrumentu.
Egzaminy, występy, gra - to wszystko mocno mnie stresowało i zabierało to, co tak
naprawdę w muzyce jest najważniejsze. Czasem zdarza mi się grać utwory, które
są mi bliskie, ale myślę, że to w tańcu i śpiewie mogłam najbardziej wyrazić
siebie.
Tańczysz jeszcze?
Tańczę, uwielbiam to robić boso! Niestety po wypadku,
który miałam za czasów „Metra”, jest to bardzo utrudnione. Ale potrafię nieźle „ściemniać” robiąc piruety,
jak trzeba zrobić na prawej nodze to ja
robię na lewej.
Obserwuje Cię od
kilku lat, takim początkiem mojego podglądania Twoich poczynań artystycznych
stał się koncert Karuzeli Group w Och Teatrze. Mam wrażenie, że zdecydowanie
więcej gracie w Norwegii niż tu u nas w kraju. Czy Polacy nie docenili
Osieckiej w nowym brzmieniu?
Karuzela w Polsce była niebywała! W każdym miejscu publiczność przyjmowała nas z ogromnym
zaskoczeniem, wzruszona. Ludzie nie wiedzieli, że mogą spodziewać się czegoś
takiego po Norwegach, którzy są uważani za „zimnych”. A ci zakochani w polskiej
poezji Skandynawowie, przedstawili ją na swój własny sposób. Nasza polska część
zespołu dała się ponieść ich aranżacjom, ich pomysłom. Myślę, że w tym
projekcie zarówno dla widzów jak i dla nas, artystów, ciekawe było to jak
obcokrajowcy widzą poezję Osieckiej, czy Tuwima. Wracając do koncertów, w
Polsce zagraliśmy ich około 30. Myślę, że to i tak jest dużo. Dlaczego nie
więcej? Największą barierą stały się
finanse. Zespół jest duży, a Norwegowie mają zupełnie inne realia wynagrodzeń. Cieszy mnie to, że ci co mieli zobaczyć, to zobaczyli, usłyszeli. Do
tej pory ludzie pytają gdzie można kupić naszą
karuzelową płytę. Mam nadzieje, że następne projekty, które chcemy robić
wspólnie też okażą się sukcesem.
Są takowe w
planach?
Tak. Kolejnym takim projektem, który mam nadzieje uda nam
się zrealizować jest „Life boats”, czyli takie łodzie – rzeźby, które będą
płynęły rzekami. Nie mogę jeszcze wiele mówić o tym projekcie, ale będzie
pięknie i muzycznie.
Płytę Karuzeli
nagrywaliście w kościele, to coś niecodziennego. Jak tworzy się w takim miejscu?
W Oslo jest stary kościół, który został przekształcony w studio nagraniowe. Nigdy w
życiu nie nagrywałam w tak niesamowitym miejscu i atmosferze. Z jednej strony
jest to kościół, w którym w niedzielę tętni życie religijne, z drugiej strony
jest to studio nagrań. Miejsce świeckie, w którym tworzy się muzykę. To jest
niesamowite, kiedy rano się tam pracuje, a potem można iść na mszę. Poszłam na
takie protestanckie nabożeństwo, niesamowite przeżycie duchowe. Gdybym miała
możliwość nagrywania jeszcze kiedyś w tym miejscu, na pewno zrobiłabym tam
swoją solową płytę. Nie wahając się ani chwili!
Podobno jesteś w
trakcie przygotowań do kolejnej płyty solowej, co na niej znajdziemy?
Kolejne nagrania miały odbyć się we wrześniu niestety, nasz
kolega, który gra na instrumentach perkusyjnych wyjechał do Ameryki. Mam ogromne
szczęście, grania z najlepszymi muzykami, lae niestety ze względu na ich
zapełnione kalendarze, trudno ich zebrać
razem. Na płycie znajdą się wyłącznie
premierowe utwory, do kilku sama skomponowałam muzykę.
Do kogo jest skierowana
muzyka?
Na pewno do tych, którzy już mnie poznali i wiedzą jaką
muzykę śpiewam. Jest to poezja, wiersze Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, Julii Miller.
Będzie dużo emocji, ale też śmiechu, szukamy
takiego „złotego środka”. Równowagi.
Czyli jednym słowem słuchacz będzie miał gwarantowane „ciary”?
Tak, „ciary” będą, bo bez „ciar”, to ja nie chcę.
Nie myślałaś, by udać
się do jakiegoś talent show? Z twoim głosem wygraną masz w kieszeni…
Nie. Myślę, że mogłabym więcej stracić, niż zyskać. Na pewno
dla mojej psychiki nie byłoby to dobre rozwiązanie. Był moment kiedy przychodziły takie myśli, że
trzeba, że może to są takie czasy, ale od razu działo się coś takiego, jakby
znak, że można iść inną dróżką. Na przykład, wspaniały kompozytor jak Konieczny
czy Satanowski zapraszał mnie do współpracy. I to był dla mnie taki sygnał, że
robię dobrze idąc własną drogą. Żyję ze śpiewania i to mi wystarcza, utrzymuję
się na powierzchni. Co chwila coś się
dzieje, jakieś koncerty, premiery .
No właśnie Asiu
zbliżamy się wielkimi krokami do premiery spektaklu „Całujcie mnie wszyscy w odbiornik”. Z tego co wiem, to będzie pewnego rodzaju
kontynuacja „Tuwima dla dorosłych”. ..
Tak, ekipa „Odbiornika” to ten sam skład. Historia rozpoczyna się tuż
po wojnie i przechodzi przez czasy PRLu, aż do teraźniejszości. Mogę obiecać ,że sztuka
nie pozostawi widza bez przemyśleń. A chyba o to chodzi w teatrze.
Fot M Ceraficka |
Cofnijmy się nieco w
czasie do czasów, kiedy występowałaś w „Metrze”.
Wielu artystów twierdzi, że udział w tym musicalu, to wielka szkoła życia. Co
dał ci ten czas, czego się nauczyłaś?
Trafiłam do „Metra” mając 18 lat. Dzień zaczynaliśmy o 6
rano gimnastyką, akrobatyką, rozśpiewaniem, rozgadaniem, potem step, taniec
jazzowy. Co dwa tygodnie przyjeżdżali Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa, i odbywały się eliminacje. To był szybki
start. Dobra szkoła aktorska. Do tej pory mi zostało, to co wtedy wbito mi do
głowy. Zarówno sprawy związane z techniką śpiewania, czy emisją, ale też taka
teatralna kindersztuba, że każdy ma swoje miejsce w teatrze, w garderobie nie
odzywamy się pierwsi do starszego aktora, że nie wchodzimy w butach na scenie.
Dzięki tej szkole w „Metrze” zostałam
przygarnięta przez wspaniałych starszych aktorów. Pomimo trudnych sytuacji ,
które wtedy mnie spotkały, jestem wdzięczna tamtym czasom…
Ile grałaś w tym musicalu?
Jakieś pięć lat na pewno.
Co powinien mieć w
sobie artysta, aby poruszyć widza?
Ja na przykład jestem naturszczykiem. Nie jestem aktorką . Jestem
zaszczycona, że gram z zawodowcami. Ale
najbardziej zależy mi na prawdzie . Dbam o to by „nie zagrać emocji” myślę, że widzowie
oczekują prawdy. Po to jest scena, aby ktoś nam podrapał w sercu, rozbawił.
Jakie utwory
najchętniej śpiewasz?
Uwielbiam wykonywać swoje wersie piosenek, które zostały
stworzone przez mężczyzn, np.: Grzegorza Ciechowskiego, czy Jana Wołka. Teksty
mężczyzn w ustach kobiety brzmią zupełnie inaczej. Takim wyjątkiem w mojej
twórczości jest Julia Miller, która tworzy tak, jakby spała ze mną w jednym
łóżku. (śmiech)
Opowiedz trochę o Julii,
kim jest, jak zaczęła się wasza współpraca?
Kiedyś przez Internet, a dokładnie rzecz biorąc na
Facebooku ogłosiłam, że poszukuje
młodych ludzi, którzy spróbowaliby napisać piosenki na moją płytę, i tak
właśnie zgłosiła się do mnie młoda Julia, która jest weterynarzem. Pisze teksty
w laboratorium, między próbkami, a próbówkami.
Wracając jeszcze do
twojej przygody z „Metrem”, wielu artystów z tamtej ekipy, jest dziś
prawdziwymi gwiazdami. Nie żałujesz czasem, że twoje życie potoczyło się tak a
nie inaczej, że mogła byś być teraz rozpoznawana?
Nie, ja mam zupełnie inaczej poukładane wartości. Mnie to w
ogóle nie rusza. Mnie kreci to, że osoby wielkiego formatu tworzą dla mnie. Ktoś kto tworzył polską kulturę pisze tekst
specjalnie dla mnie - to jest coś!
Jakich artystów
cenisz sobie najbardziej?
Nie mam takiego jednego ulubionego, wiele osób mnie
inspiruje . Cieszę się z tego, że mogę sobie czasem zaśpiewać „punka”, i krew
będzie mi brzmiała. Lubię mocnego rocka, muzykę skandynawską, cofniecie do lat
trzydziestych, białe glosy…
Teatr, piosenka, to
przecież nie cale Twoje życie. Powiedz co prócz tego lubisz robić, co sprawia Ci
radość, pozwala oderwać się od rzeczywistości?
Nurkowanie. Odkryłam je mniej więcej rok temu i stało się to
moją wielką przygodą. Nie da się wytłumaczyć tego, co czuje człowiek pod wodą,
to trzeba przeżyć. Taki
wszechogarniający spokój. Jestem tylko ja, mój oddech i cisza. To taka podwodna
medytacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz