Kobieta
roztaczająca wokół siebie wiele ciepła i radości, z uosobienia romantyczka, a
przy tym zdolna aktorka młodego pokolenia, która dopiero co rozwija skrzydła.
Pomimo to Julia Konarska została już zauważona przez krytyków teatralnych,
którzy przyznali jej nagrodę za obiecujący debiut teatralny tego roku! W
wywiadzie dlaSalonu Kultury aktorka podzieli się swoimi pierwszymi wrażeniami z
artystycznego świata.
Ewelina Kowalczyk Aktorstwo
chyba nie przyszło tak od razu, pierwszą Twoją artystyczną miłością było chyba
śpiewanie?
Julia Konarska: Tak, będąc jeszcze małą dziewczynką trafiłam do
szkoły muzycznej I stopnia.
Trafiłaś
tam z przymusu, czy sama chciałaś?
Nie jestem pewna, ale to moja mama zadecydowała o
edukacji w szkole muzycznej. Sprawiało mi, to ogromną radość. Zyskałam tam szybko
nowych przyjaciół. Ponadto chodziłam również do prywatnej szkoły, gdzie
tańczyłam i śpiewałam w Zespole Ludowym Orliki. Występy towarzyszyły mi od
dziecka, zawsze gdzieś mnie one pociągały, fascynowały.
Młodość
spędzasz w Warszawie. Po czym na studia lądujesz w Łodzi.
Tak.
Tym
samym rozpoczynasz nowy rozdział. Były obawy?
Bardzo duże.
Takie
społeczne? Jak zostaniesz przyjęta przez środowisko?
Oczywiście. Wcześniej nie miałam dużej styczności z
aktorstwem, chociaż chodziłam na warsztaty. Natomiast lepiej się czułam w
tańcu, śpiewaniu. Aktorstwo zawsze gdzieś mnie pociągało, ale brakowało mi
pewności siebie. Zresztą za pierwszym razem nie dostałam się. Podczas rocznej
przerwy pracowałam jako kelnerka w restauracji śpiewających kelnerów, gdzie nie
tylko obsługiwałam klientów, ale także śpiewałam. W kolejnym roku składałam już
dokumenty do wszystkich czterech szkół.
A
za pierwszym razem?
Tylko do dwóch: Krakowa i Warszawy. Później już do
wszystkich czterech, ponieważ stwierdziłam, że można te egzaminy pogodzić.
Udało
Ci się wszystko zgrać. Słyszałam o takie historie, kiedy osoba zdająca egzaminy do wszystkich szkó ł, aby na nie zdążyć zmuszona była przemieszczać się samolotami.
Tak, tak również znam takie przypadki. Na szczęście mi udało
się pogodzić wyznaczone daty. Dostałam się do Łodzi. Muszę przyznać, że
rzeczywiście miałam obawy jak się tam zaaklimatyzuję. To było moje pierwsze
wyfrunięcie z gniazda rodzinnego.
No
tak, jednak rodzina tworzy ochronny parasol.
Oj, tak. Jestem bardzo blisko związana z rodziną.
Miałam świadomość, że dzieli nas spora odległość, i że nie jest to Warszawa,
gdzie wsiadam w tramwaj, gdy mi jest źle, i jadę do mamy się przytulić.
Jakie
wrażenie zrobiła na Tobie Łódź?
Pamiętam, że gdy wysiadłam na dworcu Łódź Fabryczna,
nie mogłam się nadziwić, że tam jest jak w filmie. Wszystko szare, smutne, jak
z PRLowskiego kina. Muszę przyznać, że trudno było mi w łodzi, chociaż szkolę
wspominam bardzo dobrze.
Zajęcia
mieliście dziennie, czy weekendowo.
Głównie w tygodniu, ale zdarzało się I tak, że w
weekendy. Tuż przed sesją przygotowaliśmy się do egzaminów często po nocach. Przez
co zdarzało mi się wracać taksówkami.
W
taksówce czułaś się bezpiecznie?
Bałabym się wracać sama po zmroku, nawet krótki
kawałek. Słyszałam o wielu niebezpiecznych napaściach. Pamiętam, jak zaatakowali
mojego współlokatora. Idąc przejściem podziemnym, został zaczepiony przez
grupkę panów, którzy najpierw poprosili go o papierosa, a później szybko wyjęli
nóż. Kolega wiedział, co go czeka, wziął nogi za pas i uciekł. To mnie trochę
przytłaczało w Łodzi. Natomiast szkoła sama w sobie - genialna. Wszystkie
wydziały związane z filmem w jednym miejscu. Dzięki czemu otworzyłam się na
nowe znajomości, brałam udział w etiudach…
Cały
rok gra w etiudach, czy tylko wybrana grupa osób?
Raczej cały rok.
To
chyba integrowało was jako studentów?
Bardzo integrowało, ale dzięki temu też poznawaliśmy
w wygodny sposób pracę na planie filmowym. To bardzo kształcące i niezapomniane
chwile.
W
ferworze pracy znajdowaliście czas na oddech - imprezy?
Z perspektywy czasu zastanawiam się, jak my w tak malej
ilości wolnego czasu, mieliśmy go dla siebie aż w nadmiarze. Pełną parą
korzystaliśmy z życia imprezowego. Notabene mama się troszeczkę denerwowała, że
przesadzamy, że odbije się to na naszym zdrowiu. A my? I tak robiliśmy swoje.
To było piękne – pierwsze intelektualne rozmowy o teatrze, filmie…
Podczas
imprez?
Tak, taka bohema, mocna integracja.. Większość z nas
była spoza Lodzi, dlatego traktowaliśmy siebie jak „rodzinę”
Pomaga
to później w zawodzie?
Pewnie tak.
Na zdjęciu: Julia Konarska i Ewelina Kowalczyk Salon Kultury |
W
jaki sposób trafiłaś do Ateneum?
Bardzo marzyłam o tym teatrze.
Dlaczego?
Ten teatr ma ogromną tradycje muzyczną.
Połączenie
obydwu pasji - grania i śpiewania.
Tak. Kocham śpiewać i nie ukrywam tego. Kocham
również grać. Marzę o dramatycznej roli, czy to w spektaklu, czy w filmie.
Zanim dostałam się na studia, często chodziłam do Teatru Ateneum, był mi bliski
i gdzieś podskórnie marzyłam o tym miejscu. Będąc studentką czwartego roku
złożyłam tam tzw. „teczkę”.
Czyli
aktorskie CV?
Tak. Złożyłam CV do dyrektora Andrzeja Domalika.
Kilka dni po sylwestrze, bodajże drugiego stycznia, zadzwonił telefon z teatru,
czy mogłabym przyjść na casting. Miałam mało czasu, aby przygotować utwory, ale
udało się - dostałam się do spektaklu „Niech no tylko zakwitną jabłonie”
Pierwsza
premiera. Co się wówczas czuje?
Trudno opisać to, co wtedy się czuje. Na pewno
ogromne szczęście i radość z tego, że zaraz odsłoni się kurtyna i pierwszy raz
w życiu stanę na deskach prawdziwego teatru. Myśl o spełniających się marzeniach
bardzo uskrzydla. Przez długi czas
odbywały się nie tylko próby aktorskie. Bardzo solidnie pracowaliśmy pod okiem
Wojtka Borkowskiego nad stroną wokalną, a z Jarkiem Stańkiem nad choreografią. Praca
przy tym spektaklu była dla mnie wyjątkowa i niezapomniana, pełna cudownej
atmosfery, tworzonej przez otaczających mnie ludzi.
Jak
za kilka lat wyobrażasz sobie swoją przyszłość. Teraz grasz w teatrze, gdzieś
tam pojawiła się przygoda z filmem.. Marzy ci się większa rola filmowa? A może
serial?
Jeśli chodzi o moje pobudki artystyczne to zdecydowanie
film, chociaż nigdy nie mów nigdy...Powstają fantastyczne seriale gdzie aktorzy
mają szanse kreować świetne role. Mam ogromną nadzieję wciąż grać w Teatrze
Ateneum i spełniać się również przed kamerą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz