Otar Saralidze –
aktor, widzom TVP2 znany z serialu Barwy
Szczęścia, w którym wciela się w postać Irka. Teatralni miłośnicy mogą
podziwiać jego talent w licznych farsach wystawianych na scenach Och Teatru,
oraz Teatru Polonia. Młody aktor w wywiadzie dla Salonu Kultury opowie nam swoją historie.
Fot.Tomasz Rutkowski |
Ewelina Kowalczyk: Do
Polski na stałe przyjechałeś w wieku gimnazjalnym. Jak przyjęli cię rówieśnicy?
Otar Saralidze: Bardzo różnie. Czas gimnazjum, to taki okres
buntu. Każdy starał się być indywidualnością, znaleźć swój sposób bycia i
faktycznie trafiali się ludzie, którzy nie do końca byli mi życzliwi, na
szczęście odnalazłem się wśród tych dobrych w pełni mi przychylnych.
Władasz w 4 językach.
Tak.
Masz może Polskie korzenie?
Nie. Pierwszy raz do Polski przyjechaliśmy w latach 90tych, tuż po ogłoszeniu niepodległości przez Gruzję.
Trzy lata mieszkaliśmy w Krakowie, po czym z powrotem wróciliśmy do rodzinnego
kraju. W wieku 12 lat, tym razem już na stałe zamieszkałem w Polsce. Idąc do
gimnazjum posiadałem dość duży bagaż językowy, gdyż znałem: Gruziński, Polski oraz Rosyjski, no i Angielski. Język Polski nie sprawia mi problemu, dość
szybko zacząłem myśleć Polskimi kategoriami.
Twoja mama jest
Gruzińską aktorką. Pracowała może w naszym kraju?
Nie, w Polsce nie, ale pamiętam dwa lata temu, kiedy była
mnie odwiedzić. Zabrałem ją na nagrania rosyjskiej gry komputerowej. Zawodowo
tutaj się nie angażowała w żadne projekty. Myślę, że nie planuje tu kariery.
Za, to Ty chyba
planujesz międzynarodową karierę. Wyjazd do Ameryki, już kiedyś tam byłeś. Co
Cię ciągnie ponownie za ocean?
Wraz z moim przyjacielem Przemkiem Wyszyńskim
uczestniczyliśmy w miesięcznym kursie aktorskim, który pokazywał nam jak w pełni
on wygląda przez 3 lata. Fajnie wspominam tamten czas. Zajęcia były bardzo
solidne, tylko niedziele mieliśmy wolną. Wspaniałe miasto, które daje wiele
możliwości, ale niestety trzeba mieć pozwolenie o prace i wiele, wiele innych
rzeczy. Los Angeles, to jungla, w której
każdy szuka szczęścia.
Mocniej trzeba się
przedzierać?
Chyba tak. Tam wszystko wydaje się „dzikie”. O wiele
trudniej jest złapać kontakty. Czym większe jest zapotrzebowanie na aktorów,
tym trudniej się przebić.
I to Cię tam ciągnie.
Nie wiem, czy do końca, to. Wiem jedno, chciałbym doświadczyć
sposobu pracy, który jest tam wykonywany. Praca z aktorami, czy sposób
filmowania, wygląda zupełnie inaczej. Lubię grać, w Polsce, ale chciałbym
zasmakować trochę amerykańskiej przygody, gdyż dużo się o niej mówi.
Co wspominasz z Los
Angeles z ostatniego pobytu?
Ludzi, miasto, profesorów. Spotkałem naprawdę fajne osoby,
które przyjechały z różnych stron świata, mieli bardzo podobne marzenia o Hollywood.
Co dla mnie nie jest koniecznym celem, do którego za wszelką cenę dążę.
Aktorstwo, to dla
Ciebie: cel życia, czy może sposób
oddawania emocji na scenie. Niektórzy mówią, że scena jest dla nich
oczyszczeniem, rodzajem pewnej ucieczki.
Nie, nie traktuje aktorstwa, jako misji, sekty. To jest zawód,
który rozwija człowieka duchowo. Oprócz tego, że zarabiasz pieniądze, to
dotykasz swoich emocji, musisz w nich grzebać, bawisz się nimi. Aktorstwo jest
świetnym sposobem, aby dojść do własnego ja.
Mówiąc „własnego ja”,
co masz na myśli?
Nie uważam nas za wyjątkowy zawód.
To jest jak
medytacja?
Nie koniecznie. Dochodzisz do pewnych konkluzji, o których
tak naprawdę nigdy byś nie myślał. Grzebiesz w sobie, zadając pytanie jakim tak
naprawdę jesteś człowiekiem. Myślę, że właśnie dzięki aktorstwu inaczej patrzę
na świat. Dzięki temu, że gram nabywam większego dystansu do życia.
Jakie wartości
posiadałeś przed aktorstwem, a jakie masz teraz?
Wartości mi się nie zmieniły, ale to co przeżyłem, a raczej
przeżyliśmy z moimi kolegami i koleżankami w szkole aktorskiej sprawiło, że
trochę dojrzeliśmy, ale tak inaczej, bardziej emocjonalnie, chodź nie, na co
dzień. Jesteśmy dojrzali, a jednocześnie bardzo dziecinni.
Mówią, że teatr to
takie przedszkole, dla dużych dzieci.
Tak jest. Na próbach często zachowujemy się, właśnie jak
dzieci. To czas, w którym można się wygłupiać, zapomnieć o problemach. To jest
taka ucieczka, a zarazem park atrakcji. Nie uważam, że musimy to poważnie
traktować, nie jesteśmy chirurgami, nie leczymy ludzi, nasze zadanie, to ich
zabawiać i coś przekazać.
Aktor może mieć wpływ
na społeczeństwo?
Może, ale wszystko tak naprawdę zaczyna się od scenarzysty,
autora książki, reżysera. Aktor jest konkluzją przekazu. Moim zdaniem
największy wpływ ma odbiorca, niż aktor, który przedstawia konkretny punkt
widzenia.
A widź, to ocenia.
Tak. I trudno być w tym zawodzie obiektywnym. Każdy
przedstawia coś po swojemu. Na pewno aktor ma duży wpływ. Jesteśmy otaczani
telewizją, filmami, które coś przekazują, i to zostaje w ludziach.
Grasz w Barwach szczęścia. Na twoim fanpagge
widziałam zdjęcia z planu z Aleksandrą Szwed serialową Lilianą. Czy przypadkiem
w nowym sezonie, coś między nimi się wydarzy?
Coś się zadzieje. Irek, którego gram i, który jest w związku
z Natalią (Maria Dejmek). Trochę nawywija, ale nie zdradzę w którą stronę ani, kto bardziej on, czy Liliana (Aleksandra Szwed).
W szkole Teatralnej
mieliście zajęcia z Panią Krystyną Jandą. Czy to jakoś pomogło w znalezieniu
swojego miejsca w zawodzie?
Z panią Krystyną na 3 roku mieliśmy warsztat mistrzowski, i
przygotowywaliśmy Związek Otwarty.
W którym grasz
obecnie w Och Teatrze.
Po roku Pani Krystyna odezwała się i zaproponowała rolę,
właśnie w tej farsie. Wracając jeszcze do pierwszego spotkania z Panią Krystyną
było ono wyjątkowe.
Ze względu?
Na sposób, w który z nami pracowała. Nie traktowała nas jako
studentów, ale jako partnerów aktorów.
Było
dowartościowanie?
Tak , dostaliśmy skrzydeł, i wiele się nauczyliśmy. Pani
Krystyna sprawiła, że uwierzyliśmy w siebie.
Typowy dzień w szkole
teatralnej, jak wygląda? Z tego co miałam okazje słyszeć, to bywa dość
wyczerpująca.
Jest bardzo wyczerpująca. Kończy się liceum i człowiek myśli,
że będzie podobnie. A tu, jest zupełnie inaczej. Wprawdzie nie ma dużo nauki,
więcej jest praktyki. Mój plan zajęć wyglądał tak: rano gimnastyka, inwostacjia,
śpiewanie, a wieczorami odbywały się próby różnych scen, improwizacji, wierszy.
Nasi profesorowie potrafili zostawać z nami jeszcze po zajęciach i
próbować. Jeśli na następny dzień
mieliśmy zajęcia z tym samym prowadzącym wówczas musieliśmy przynieść nową
propozycje do danej sceny. Zdarzało się tak, że siedzieliśmy do 12 w nocy i
ćwiczyliśmy.
To mocno integruje?
Bardzo mocno. Jednocześnie towarzystwo się miesza. Pracujesz
z jedną grupą następnie z inną.
Uczy, to chyba pewnej
otwartości na drugiego człowieka?
Zdecydowanie, chociaż w tym zawodzie trudno jest o
otwartość. Aktorzy otwierają się na prace.
Ale prywatnie już
nie?
Nie koniecznie. Nikt
od nich nie wymaga mówienia o prywatności. Gdzieś, to jest zrozumiałe. Jednak
podświadomie istnieje rywalizacja.
Może przejdźmy do piosenki
którą nagrałeś wraz z Margaret. Muszę przyznać, że podbiła moje serce.
Miło wspominam okres tworzenia. Lubiłem ten utwór. Jednak po
tym jak go wszędzie słyszałem z lekka mi się przejadł. Teraz jak ktoś mi wspomina o tej piosence uśmiecham się,
a nawet wspólnie nucimy linie melodyczną
i nie mam z tym problemu. Gdyż wszystkim się ona bardzo podobała i dostarczała
miłych wrażeń. To jest ważne.
Obchodzimy 70
rocznice Powstania Warszawskiego. Pewien czas temu podkładałeś głos do filmu
Powstanie Warszawskie.
W tym filmie nie było fabuły, tam występowały żywe postacie.
Niesamowity efekt, gdyż zdjęcia zostały pokolorowane. Kawał dobrego dokumentu.
I tak na koniec
zdradzisz wszystkim co robisz w garderobie podczas trwania spektaklu?
Zależy podczas którego. Gdy gramy PRZEDSTAWIENIE ŚWIĄTECZNE
w garderobie jestem ostatni przebieram się, mam jeszcze chwilkę na poczytanie,
napicie się wody. Zaś, kiedy gram Związek
otwarty muszę być na scenie cały czas.
Fot. Tomasz Rutkowski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz