Krystyna Janda- Wywiad

Jubileusz piętnastolecia Teatru Polonia stał się doskonałą okazją do spotkania z Panią Krystyną Jandą. Aktorka, a także Prezes Fundacji Krys...

25 wrz 2013

Więcej niż teatr, czyli co nowego w Kamienicy.



To nie jest zwykły teatr, w którym widz przychodzi tylko po to by zetknąć się ze sztuką. Śmiało można powiedzieć, że Kamienica, to takie magiczne miejsce, do którego chce się wracać…. 

Co będzie się działo tego sezonu w Kamienicy? Otóż zapowiada się iście premierowy rok. Już za kilka dni 28  września, światło dzienne ujrzy komediowy monodram, w reżyserii Olimpii Poniźnik-Burczyk,  w którym główną role,  i zresztą jedyną, jak to na monodramy przystało odgrywa Paweł Burczyk. Sztuka ta jest to historia mężczyzny którego plany życiowe nie do końca się powiodły. Mocno ironiczny pełen humoru tekst i gra Pawła Burczyka daje doskonale połączenie. Sprawiając, że widź wyjdzie mocno ubawiony i co najważniejsze zrelaksowany. 

Kilka dni po premierze czterech ton podłogi - 4 października czeka nas kolejna. Tym razem to sztuka o dość intrygującym tytule „Mąż mojej żony” – historia autorstwa Miro Gavrana. Opowiada o wielkiej namiętności. Dwóch mężczyzn ( Przemysław Bluszcz i Tomasz Obara)
Warto napomknąć o edukacyjnych poczynaniach Teatru Kamienica  otóż już w październiku będzie wystawiana adaptacja powieści „Dzieci z dworca zoo”.
-Naszym celem jest danie młodym ludziom w głowę- mówi dyrektor teatru Emilian Kamiński- Sztuka będzie wystawiana w porannych godzinach, tak aby młodzież z gimnazjów i liceów mogła na nią przybyć. Po przedstawieniu uczniowie za każdym razem będą uczestniczyć w piętnasta minutowej pogadance z psychologiem. 

 I oczywiście, nie zabraknie przedstawień dla najmłodszych tj „ Zwierzaki Pana Ezopa”. W ramach malej kamienicy.
To tylko niektóre tytuły te najbliższe,  jakie pojawią się na deskach teatru Kamienica! Zapewniam Warto tam być, oglądać podziwiać, oklaskiwać i czuć niezwykłą atmosferę jaką dają nam  mury teatralne...

21 wrz 2013

Joanna Lewandowska -"..Mnie to w ogóle nie rusza"




Artystka, która nie zna granic. Doskonale odnajduje się w każdym muzycznym gatunku, czy to rock, czy poezja śpiewana. Skalą głosu wbija słuchacza w ziemię - dosłownie. Znana z spektakli muzycznych takich jak „Metro”, „Sztukmistrz z Lublina” czy , „Tuwim dla dorosłych”.
Jeśli jeszcze nie wiecie o kim mowa, z przyjemnością przedstawiam... Uwaga, uwaga dziś porozmawiam  z wokalistką, aktorką, pedagogiem, a przede wszystkim z cudowną ciepłą osobą, w której oczach goszczą radosne iskierki.
O swojej muzycznej przygodzie opowie nam Joanna Lewandowska. 
Fot. J Korczyński

Ewelina Kowalczyk: Będąc małą dziewczynką kochałaś balet, chodziłaś do szkoły muzycznej , i tam uczyłaś się gry na pianinie, kiedy zatem pojawiła się miłość do śpiewania?

Joanna Lewandowska: Od samego początku śpiew gdzieś mi towarzyszył. Że mam predyspozycje okazało się w przedszkolu. Skierowano mnie na egzamin do szkoły muzycznej. Dostałam się, co z początku było raczej tragedią dla moich rodziców. Wiązało się z wydatkami, kupnem  instrumentu, czasem, który trzeba poświecić na dojazd. Zaczęłam uczyć się w klasie fortepianu , lecz tak naprawdę bałam się tego instrumentu. Egzaminy, występy, gra - to wszystko  mocno mnie stresowało i zabierało to, co tak naprawdę w muzyce jest najważniejsze. Czasem zdarza mi się grać utwory, które są mi bliskie, ale myślę, że to w tańcu i śpiewie mogłam najbardziej wyrazić siebie. 

 Tańczysz jeszcze?

 Tańczę, uwielbiam to robić boso! Niestety po wypadku, który miałam za czasów „Metra”, jest to bardzo utrudnione. Ale  potrafię nieźle „ściemniać” robiąc piruety, jak trzeba zrobić  na prawej nodze to ja robię na lewej. 

 Obserwuje Cię od kilku lat, takim początkiem mojego podglądania Twoich poczynań artystycznych stał się koncert Karuzeli Group w Och Teatrze. Mam wrażenie, że zdecydowanie więcej gracie w Norwegii niż tu u nas w kraju. Czy Polacy nie docenili Osieckiej w nowym brzmieniu?

 Karuzela w Polsce była niebywała! W każdym miejscu  publiczność przyjmowała nas z ogromnym zaskoczeniem, wzruszona. Ludzie nie wiedzieli, że mogą spodziewać się czegoś takiego po Norwegach, którzy są uważani za „zimnych”. A ci zakochani w polskiej poezji Skandynawowie, przedstawili ją na swój własny sposób. Nasza polska część zespołu dała się ponieść ich aranżacjom, ich pomysłom. Myślę, że w tym projekcie zarówno dla widzów jak i dla nas, artystów, ciekawe było to jak obcokrajowcy widzą poezję Osieckiej, czy Tuwima. Wracając do koncertów, w Polsce zagraliśmy ich około 30. Myślę, że to i tak jest dużo. Dlaczego nie więcej? Największą barierą  stały się finanse. Zespół jest duży, a Norwegowie mają zupełnie inne realia wynagrodzeń. Cieszy mnie to, że ci co mieli zobaczyć, to zobaczyli, usłyszeli. Do tej pory ludzie pytają gdzie można kupić naszą  karuzelową płytę. Mam nadzieje, że następne projekty, które chcemy robić wspólnie też okażą się sukcesem.

Są takowe w planach? 

Tak. Kolejnym takim projektem, który mam nadzieje uda nam się zrealizować jest „Life boats”, czyli takie łodzie – rzeźby, które będą płynęły rzekami. Nie mogę jeszcze wiele mówić o tym projekcie, ale będzie pięknie i muzycznie. 

Płytę Karuzeli nagrywaliście w kościele, to coś niecodziennego.  Jak tworzy się w takim miejscu?

W Oslo jest stary kościół, który został  przekształcony w studio nagraniowe. Nigdy w życiu nie nagrywałam w tak niesamowitym miejscu i atmosferze. Z jednej strony jest to kościół, w którym w niedzielę tętni życie religijne, z drugiej strony jest to studio nagrań. Miejsce świeckie, w którym tworzy się muzykę. To jest niesamowite, kiedy rano się tam pracuje, a potem można iść na mszę. Poszłam na takie protestanckie nabożeństwo, niesamowite przeżycie duchowe. Gdybym miała możliwość nagrywania jeszcze kiedyś w tym miejscu, na pewno zrobiłabym tam swoją solową płytę. Nie wahając się ani chwili! 

Podobno jesteś w trakcie przygotowań do kolejnej płyty solowej, co na niej znajdziemy?

Kolejne nagrania miały odbyć się we wrześniu niestety, nasz kolega, który gra na instrumentach perkusyjnych wyjechał do Ameryki. Mam ogromne szczęście, grania z najlepszymi muzykami, lae niestety ze względu na ich zapełnione kalendarze,  trudno ich zebrać razem.  Na płycie znajdą się wyłącznie premierowe utwory, do kilku sama skomponowałam muzykę.

Do kogo jest skierowana muzyka?

Na pewno do tych, którzy już mnie poznali i wiedzą jaką muzykę śpiewam. Jest to poezja, wiersze Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, Julii Miller. Będzie dużo emocji, ale też  śmiechu, szukamy takiego „złotego środka”. Równowagi. 

Czyli jednym słowem  słuchacz będzie miał gwarantowane „ciary”? 

Tak, „ciary” będą, bo bez „ciar”, to ja nie chcę. 

Nie myślałaś, by udać się do jakiegoś talent show? Z twoim głosem wygraną masz w kieszeni… 

Nie. Myślę, że mogłabym więcej stracić, niż zyskać. Na pewno dla mojej psychiki nie byłoby to dobre rozwiązanie.  Był moment kiedy przychodziły takie myśli, że trzeba, że może to są takie czasy, ale od razu działo się coś takiego, jakby znak, że można iść inną dróżką. Na przykład, wspaniały kompozytor jak Konieczny czy Satanowski zapraszał mnie do współpracy. I to był dla mnie taki sygnał, że robię dobrze idąc własną drogą. Żyję ze śpiewania i to mi wystarcza, utrzymuję się na powierzchni.  Co chwila coś się dzieje, jakieś koncerty, premiery .


No właśnie Asiu zbliżamy się wielkimi krokami do premiery  spektaklu „Całujcie mnie wszyscy w odbiornik”.  Z tego co wiem, to będzie pewnego rodzaju kontynuacja „Tuwima dla dorosłych”. ..

Tak, ekipa „Odbiornika”  to ten sam skład. Historia rozpoczyna się tuż po wojnie i przechodzi przez czasy PRLu,  aż do teraźniejszości. Mogę obiecać ,że sztuka nie pozostawi widza bez przemyśleń. A chyba o to chodzi w teatrze. 


Fot M Ceraficka

Cofnijmy się nieco w czasie do czasów, kiedy występowałaś w „Metrze”. Wielu artystów twierdzi, że udział w tym musicalu, to wielka szkoła życia. Co dał ci ten czas, czego się nauczyłaś?

Trafiłam do „Metra” mając 18 lat. Dzień zaczynaliśmy o 6 rano gimnastyką, akrobatyką, rozśpiewaniem, rozgadaniem, potem step, taniec jazzowy. Co dwa tygodnie przyjeżdżali Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa,  i odbywały się eliminacje. To był szybki start. Dobra szkoła aktorska. Do tej pory mi zostało, to co wtedy wbito mi do głowy. Zarówno sprawy związane z techniką śpiewania, czy emisją, ale też taka teatralna kindersztuba, że każdy ma swoje miejsce w teatrze, w garderobie nie odzywamy się pierwsi do starszego aktora, że nie wchodzimy w butach na scenie. Dzięki tej szkole w „Metrze” zostałam przygarnięta przez wspaniałych starszych aktorów. Pomimo trudnych sytuacji , które wtedy mnie spotkały, jestem wdzięczna tamtym czasom… 

Ile grałaś w tym musicalu?

Jakieś pięć lat na pewno. 

Co powinien mieć w sobie artysta, aby poruszyć widza? 

Ja na przykład jestem naturszczykiem. Nie jestem aktorką . Jestem zaszczycona, że gram z zawodowcami.  Ale najbardziej zależy mi na prawdzie . Dbam o to by „nie zagrać emocji” myślę, że widzowie oczekują prawdy. Po to jest scena, aby ktoś nam podrapał w sercu, rozbawił. 

Jakie utwory najchętniej śpiewasz?

Uwielbiam wykonywać swoje wersie piosenek, które zostały stworzone przez mężczyzn, np.: Grzegorza Ciechowskiego, czy Jana Wołka. Teksty mężczyzn w ustach kobiety brzmią zupełnie inaczej. Takim wyjątkiem w mojej twórczości jest Julia Miller, która tworzy tak, jakby spała ze mną w jednym łóżku. (śmiech)

Opowiedz trochę o Julii, kim jest, jak zaczęła się wasza współpraca? 

Kiedyś przez Internet, a dokładnie rzecz biorąc na Facebooku  ogłosiłam, że poszukuje młodych ludzi, którzy spróbowaliby napisać piosenki na moją płytę, i tak właśnie zgłosiła się do mnie młoda Julia, która jest weterynarzem. Pisze teksty w laboratorium, między próbkami, a próbówkami. 

Wracając jeszcze do twojej przygody z „Metrem”, wielu artystów z tamtej ekipy, jest dziś prawdziwymi gwiazdami. Nie żałujesz czasem, że twoje życie potoczyło się tak a nie inaczej, że mogła byś być teraz rozpoznawana?

Nie, ja mam zupełnie inaczej poukładane wartości. Mnie to w ogóle nie rusza. Mnie kreci to, że osoby wielkiego formatu tworzą dla mnie.  Ktoś kto tworzył polską kulturę pisze tekst specjalnie dla mnie - to jest coś! 

Jakich artystów cenisz sobie najbardziej?

Nie mam takiego jednego ulubionego, wiele osób mnie inspiruje . Cieszę się z tego, że mogę sobie czasem zaśpiewać „punka”, i krew będzie mi brzmiała. Lubię mocnego rocka, muzykę skandynawską, cofniecie do lat trzydziestych, białe glosy… 

Teatr, piosenka, to przecież nie cale Twoje życie. Powiedz co prócz tego lubisz robić, co sprawia Ci radość, pozwala oderwać się od rzeczywistości?

Nurkowanie. Odkryłam je mniej więcej rok temu i stało się to moją wielką przygodą. Nie da się wytłumaczyć tego, co czuje człowiek pod wodą, to trzeba przeżyć.  Taki wszechogarniający spokój. Jestem tylko ja, mój oddech i cisza. To taka podwodna medytacja.

16 wrz 2013

Żaneta Lubera- . Wchodząc na scenę człowiek wystawia się na krytykę..



Uczestniczka najpopularniejszego Telewizyjnego Talent Show w Polsce! Żaneta Lubera, swoje pierwsze kroki na scenie stawiała występując w dziecięcym zespole wokalno-tanecznym Sagat. Szerszej publiczności dala się poznać dzięki The Voice of Poland. Artystka opowie nam o swojej przygodzie z programem i nie tylko. Zapraszamy do lektury.  


Ewelina Kowalczyk: Od ilu lat muzyka gości w Twoim życiu?  

Żaneta Lubera: Prawdopodobnie jak u wszystkich – odkąd wykształciły się u mnie narządy słuchowe:)     
                                                                         EK: Czy to, że Twój tata jest muzykiem, w jakimś stopniu wpłynęło na to czym obecnie się zajmujesz? 

ŻL: Zawsze to jacy są rodzice, i czym się zajmują wpływa na człowieka. Miałam zawsze bliski kontakt z    muzyką, ale nie zrzucałabym całej odpowiedzialności za moje poczynania na tatęJ Mieszkałam w domu także z dziadkami, z wujkiem i ciocią, którzy byli nauczycielami...W naszym domu panowała atmosfera dialogu. To był trochę taki dom otwarty, ciągle ktoś przychodził ,wychodził…

EK: Miłujesz się w muzyce elektronicznej występowałaś z wieloma djami, śpiewając z nimi podczas live actów, z kim udało się ci wystąpić?

ŻL:Występowałam z tak wieloma djami, że musiałabym usiąść, poważnie się skupić i wysmarować Ci jakąś potwornie długą listęJ To było już laaata temu, w ciągu tygodnia kilka razy szalałam z mikrofonem na imprezach. Byli w tym także dje zagraniczni, wtedy wielkie gwiazdy sceny klubowej. Brało się to stąd, że najbardziej podobało mi się połączenie elektroniki z wokalami. Nie raz jak ktoś grał za długo instrumentale to po prostu wbijałam się na mikrofon i śpiewałam. Z czasem zaczęłam się pojawiać już oficjalnieJ Do tej pory elektryzują mnie takie brzmienia, ale dorywczo i kameralnie. Jestem już raczej słuchaczem.

EK:Kiedy trafiłaś do programu na jakim etapie byłaś swojego życia?
 
ŻL:Na  bardzo podobnym do teraz, tylko wtedy zabierałam się za nagrywanie swojej płyty, a teraz jest już ona na grana To był kolejny ruch w mojej muzycznej historii. Ludzie w tego typu programach rzadko biorą się znikąd . Ilość muzyków w naszym kraju jest ogromna, każdy na swój sposób szuka odbiorcy, bo w Nim jest cały sens. Udział w programie jest jedną z możliwości. Ja osobiście bardzo ciepło wspominam ten czas.

EK: Stacje telewizyjne oferują mnóstwo programów, które odkrywają muzyczne talenty, dlaczego postanowiłaś wziąć udział właśnie w the voice of Polend?

ŻL: To jest program wokalnie na najwyższym poziomie, nie oczekuje się od uczestników spowiedzi o trudnym dzieciństwie, mężu alkoholiku, czy innej serialowej historyjki. Jak to się mawiało na planie: to nie jest program o włosach. Muzyka jest na pierwszym miejscu. W porównaniu z podobnymi shołami rzuca się to w uszy

EK: Podczas przesłuchań w ciemni wykonałaś piosenkę z repertuaru Pink, spodziewałaś się reakcji jury?

ŻL: Już w trakcie prób przestałam się spodziewać czegokolwiek. Nie pamiętam kiedy ostatni raz brałam udział w konkursie i słuchając innych uczestników kopara mi nieco opadła. Żeby zrozumieć, co się czuje w takiej chwili, trzeba to po prostu przeżyć. Wchodząc  na scenę człowiek automatycznie wystawia się na krytykę. To nieco hartuje pośladki. W programie wystawia się na publiczną krytykę przed kilkoma milionami osób…

EK: Wybrałaś Patrycje Markowską, jak układała się wasza współpraca?

ŻL: Całowałyśmy się po udach i takie tam… Nie byłam nigdy zagorzałą fanką Patrycji, ale od początku czułam, że jest fajną osobą. Rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia.

EK: Co to była za historia z tym gryzieniem w udo?

ŻL; To był pocałunek Nie wiem, pewnie spontanicznie się wyrwało. Po zejściu ze sceny od razu poleciały o to pytania, a ja już wtedy kompletnie o tym nie pamiętałam. Widz ogląda ten program przez chwilę i przełącza na inny kanał. Osoby uczestniczące w programie spędzają na planie i przygotowaniach kilka tygodni, tym się żyje, są wielkie emocje i więzi. Jak to w życiu zawsze pojawia się coś niespodziewanegoJ

EK: Jak wyglądały relacje między uczestnikami, dało się czuć rywalizacje, czy rzeczywiście się  zaprzyjaźniliście? 

ŻL: Raczej się kumplowaliśmy. Rywalizacja na pewno była obecna ,ale nie w taki bezpośredni sposób, raczej gdzieś z tyłu głowy może. Ja się nie cieszyłam kiedy odpadali moi koledzy, z którymi umierałam chwilę wcześniej ze śmiechu czy nerwów. Psuło to całą zabawę, nie pozwalało się w pełni cieszyć własnym szczęściem. Ekipa była przednia.

EK: Co dał Ci udział w programie,  show spełniło Twoje oczekiwania?

ŻL: Nie miałam jakiś wielkich oczekiwań. Kiedy podjęłam bardzo spontanicznie decyzję o udziale, to zależało mi tylko na tym, żeby nie dać plamy. Jestem bardzo odporna na krytykę, ale nie własną. Każde kolejne przejście do dalszego etapu było dla mnie czystą radością, bo niczego nie zakładałam, wskoczyłam na falę i płynęłam.

EK: Na Twoim Fanpagge mnóstwo jest zdjęć z nagrań debiutanckiej płyty, jaka ona będzie?

ŻL: Są nawet nagrania z koncertu, na których można sobie odpowiedzieć trochę na to pytanie. Mam nadzieję, że niedługo kto będzie chciał, będzie mógł to zrobić.  Nie zajmują mnie w ogóle sprawy typu: styl muzyczny. Piszę piosenki, i mogłabym to prawdopodobnie robić w każdym stylu. Piosenki tworzą nastrój, działają na wyobraźnię, opowiadają historie, mój stosunek do różnych życiowych spraw. Wchodzą jakby tylnymi drzwiami do świadomości i podświadomości słuchacza. Wydaje mi się, że jest to płyta , którą lepiej jest posłuchać w skupieniu kilka razy, żeby poczuć jej głębię, choć z wierzchu jest lekkostrawna. Myślę, że jest kobietą i jak to kobieta nie ma jednego sposobu na nią. Jest wesoło, energetycznie, smutno, upiornie, leniwie… Nie mogę się doczekać opinii, jestem bardzo ciekawa wrażeń.

EK:Teksty piszesz sama czym się inspirujesz? 

ŻL: Nigdy nie miałam ulubionego zespołu, pisarza ani mentora. Żyję, rozmyślam i pakuje to co z tego wynika  w piosenkową pigułę.

EK: Oprócz muzyki fascynuje Cie malarstwo i sztuka plastyczna, jakich autorów dzieła oglądasz najchętniej?

ŻL: Uwielbiam nieprzeciętnie obrazy Muncha. W zeszłym roku w końcu udało mi się ich sporą część zobaczyć na wystawie we Frankfurcie. Ależ to było przeżycie! Z malarzami podobnie- nie mam jednego ulubionego. Sztukę i jej pochodne traktuje bardzo subiektywnie , doznaniowo. Regularnie odwiedzam wystawy, podróżując zawsze sprawdzam czy jest jakieś muzeum czy wystawa w danym mieście, czytam książki o sztuce, biografie artystów, a przede wszystkim oglądam oglądam oglądam, przetrawiam, fantazjujęJ

EK:Czas wolny spędzasz? 

ŻL: Z córką.

EK: Trzy słowa które określają Żanetę Luberę?

ŻL: Zupa słodko- ostra  (tak kiedyś podsumował mnie Alex, coś w tym jest)

5 wrz 2013

Łukasz Jakóbiak- Nie czas na spowiedź



Rozmowa z człowiekiem, dla którego niema rzeczy niemożliwych. Łukasz Jakóbiak prowadzący internetowe talk show, w którym gości najpopularniejsze osobistości polskiego show biznesu. W krótkiej rozmowie opowie nam, między innymi o tym co się działo, w jego życiu (tym zawodowym ) zanim powstał pomysł zapraszania sław do kawalerki, o powierzchni 20m. 



Ewelina Kowalczyk: 
Będąc dzieckiem marzyłeś o..? 

Łukasz Jakóbiak: O tym abym móc latać

EK: Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

ŁJ: Różnie,  nadejdzie moment na spowiedzi, ale to jeszcze nie teraz.

EK: Może jednak fragment albo zapowiedź tej spowiedzi? 

ŁJ: To nie ten moment.

EK: Czy w trakcie studiów był czas na melanż czy też pochłaniała cię tylko nauka i przesiadywanie w bibliotece?

ŁJ: Był czas na tzw. Radość do samego rana.

EK: Jakie wartości cenisz sobie w ludziach?

ŁJ: Szczerość, odwagę, pewność siebie i otwartość.

EK: Czym się zajmowałeś zanim pojawiło się internetowe talk show?

ŁJ: Zajmowałem się m.in. organizacją konferencji, pracowałem w farmacji.

EK: W farmacji nigdy bym nie podejrzewała! Co należało do twoich obowiązków, czyżby mieszanie mikstur? 

ŁJ: Współpracowałem z najwybitniejszymi ginekologami w tym kraju.

EK: Prawdą jest, że przy tworzeniu programu współpracowałeś z agencją PR? 

ŁJ: Nie, a szkoda. Mniemam iż bym nie popełnił paru błędów. Przy realizacji programu zacząłem współpracę z agencją na zasadach managementu.

EK: Co masz na myśli mówiąc o błędach?

ŁJ: Czasem podejmujemy decyzje, których potem żałujemy i nie chcemy do nich wracać.

EK: Ostatnio, Internet obiegła wieść o Twoim spotkaniu z samą Lady Gagą. Jak wrażenia po spotkaniu z taką gwiazdą?

ŁJ: Fantastyczne. Na swoich wykładach motywujących mówię o tym więcej. Zapraszam na ich stronę www20wykladow.pl, a pod tym linkiem można zobaczyć historię spotkania z Lady Gagąhttps://www.youtube.com/watch?v=OAoTJfXRDtI

EK: Planujesz zrobić wywiad z Lady Gagą, i czy jest coś niemożliwego dla Łukasza?

ŁJ: Jeżeli czegoś bardzo chcemy to możemy to osiągnąć. Największą barierą w życiu jesteśmy sami dla siebie. Nadejdzie i pora na wywiad.

 EK: Czujesz się już celebrytą?

ŁJ: Nie.

EK: Chciałbyś nim zostać, czy raczej wolisz być rzetelnym dziennikarzem, który wykonuje swoją prace?

ŁJ: Celebryta w naszym kraju to określenie osoby, która jest znana z tego, że jest znana. Ja jestem rozpoznawalny z powodu programu. 

EK: Jakie tytuły znajdują się w biblioteczce twojej kawalerki?

ŁJ: Motywujące 

EK: Program daje Ci stabilność finansową? 

ŁJ: Program, wykłady, eventy, które prowadzę…

EK: Prócz rozmów z ciekawymi ludźmi zajmujesz się jeszcze czymś?

ŁJ: Współtworzę markę kosmetyków Liley. Markę LILEY tworzą dwie dziewczyny, a ja im pomagam. Są to kosmetyki robione na indywidualne zamówienie, pozbawione  wszystkich szkodliwych substancji jak parabeny, konserwanty i inne. Przez to produkt ma krótki termin ważności ale jest bezpieczny.Używane składniki są z półki kosmetyków luksusowych. Zarówno dla dziewczyn jak i dla mnie najważniejsza jest jakość – a tu jest najwyższa. Do tego rozwiązanie jest bardzo wygodne, ponieważ za pomocą strony internetowej w sposób łatwy sam możesz skomponować sobie krem lub zadać pytanie konsultantom przez maila. .
  
EK: A co porabiasz w wolnych chwilach?

 ŁJ: Trenuję, spotykam się z przyjaciółmi.
 
EK: Co trenujesz i jak często? 

ŁJ: Przepraszam, ale już wystarczy. Nie lubię rozmawiać o moich prywatnych sprawach.

EK: W takim razie na sam koniec pozwolę sobie skraść jedno z Twoich pytań: ”Co byś zrobił, gdybyś zobaczył swoją jedyną wybrankę serca w łóżku z innym facetem”?

ŁJ: To co Mela Koteluk. Zapraszam do zobaczenia odcinka J